Ostatnie siedem dni Hinacie
zleciało bardzo szybko i intensywnie. Minął zaledwie tydzień odkąd Goro pokazał
jej zwój i zaczął uczyć o roślinności malowniczej Oturnii, a ona przeżyła już
trzykrotny stan załamania. Pierwszy zawdzięczała treningowi z Kankuro. Miała
wrażenie, że on nie miał dla niej choćby krzty litości. Najpierw przeszła
morderczą rozgrzewkę. Już po niej czuła, że nauka z przyszłym wodzem to nie
przelewki. Myślała, że Kurenai na treningach gimnastyki dawała im wycisk, po
którym z Hanabi miały zakwasy, ale dopiero teraz mogła przyznać, że zajęcia z
nią to dziecinna zabawa, podług tego co doświadczała we wiosce. Rozgrzewka
skupiła się na sile jej mięśni ramion i przedramion. Na początku usłyszała, że Wanduli
Delerien aby móc dobrze władać swoim orężem, musi doskonale zgrywać każdy z
mięśni swojego ciała. Trenując mieczem, bądź kijem, przyszły wojownik od razu
uczy się odpowiedniej postawy i odruchów. W przypadku jej predyspozycji bojowej
najpierw trzeba wzmocnić i wyćwiczyć ręce. Próba zgrania wszystkich ruchów od
razu była z góry skazana na porażkę. Jednak w treningu nie mogło już na
początku zabraknąć ćwiczeń przygotowawczych dla reszty ciała. Rozgrzewka to
uwzględniała. Mina trenera nie wskazywała, aby był zadowolony z tego co
widział. Siły opuściły Hinatę dużo szybciej niż zakładał wojownik. Gdyby
dziewczyna posiadała w sobie ninju, pozwoliłby jej zaczerpnąć energii z
otoczenia, aby móc dłużej i intensywniej trenować. Skoro nie posiadała jeszcze
swojej zdolności, szybko wyszło jak wielkie są jej ograniczenia. Mimo tego nie
odpuścił jej i po morderczej rozgrzewce, przeszedł do jeszcze bardziej
wyczerpującego treningu wstępnego. Zaczęło się dość niewinnie. Kankuro kazał
jej przez pół godziny machać ciężarkami na sznurkach. Ręce odmówiły jej
posłuszeństwa już po kilkunastu minutach, ale wojownik nie odpuścił. Palce jej
zdrętwiały od trzymania końcówek linki, a gdy tylko opuściła zbyt nisko dłonie,
od razu dostawała reprymendę. Minuty wlekły się niemiłosiernie wolno, a ona
czuła jak z każdą chwilą pragnie opaść na ziemię. Po tym nastąpiła pewna
zmiana. Tym razem miała kręcić kółka przed sobą, a dla utrudnienia podskakiwać
kiedy Kankuro zamachiwał się i swoją linkę wyrzucał tak, aby opleść jej kostki.
Każdy zbyt późny, za niski, albo zbyt szybki skok dziewczyny skutkował jej
złapaniem i wywróceniem się na ziemię. Jeśli jej się udało, to gubiła rytm
machania swoimi sznurkami, przez co obrywała kamieniami w różne części swojego
ciała. Nie myślała, że kontrolowanie równowagi, czujności i obrotów będzie tak
trudne. Skoro to był dopiero początek, a ćwiczenie jednym z najprostszych, to
sama myśl co czeka ją dalej, dołowała. Po treningu czuła, że ledwo oddycha.
Chwilę leżała na ziemi, zanim dała radę się podnieś. Pomógł jej Sasuke, który
przyszedł na końcówkę treningu. Brunet czuł irytację, widząc jak niedelikatnie
obchodzi się z Eleną Kankuro. Nie spodziewał się co prawda, że będzie ją nosił
na rękach, ale liczył, że choć na początku da jej fory. Z drugiej strony wiedział,
że Władca Marionetek skoro już podejmuje się uczenia indywidualnego, to nie
pozwoli na złe wykorzystanie jego czasu. Zacisnął więc zęby i powstrzymał się
przed jakimkolwiek komentarzem względem jego osoby. Pomógł Hinacie dotrzeć do
pobliskiego stawu. Obmył jej dłonie, twarz, zdjął obuwie, a stopy zanurzył we
wodzie. To trochę ocuciło dziewczynę, a ona w podziękowaniu wykrzywiła usta próbując się uśmiechnąć. Czuła, że w tej chwili nawet mówienie kosztowałoby ją zbyt dużo
wysiłku. Sasuke usiadł obok niej i obserwował taflę wody.
- Powinnaś się obmyć. Posiedź
tu jeszcze chwilę, a ja przyniosę coś do picia. - Wypowiedział spokojnie i
poszedł w głąb wioski.
Po niedługim czasie wrócił z
Ivi. Hinata w międzyczasie zasnęła, więc musieli ją obudzić. Napiła się,
zjadła, po czym należało się doprowadzić do jakiejkolwiek używalności. Sasuke
stanął tyłem do nich i pilnował, aby nikt nie przeszkadzał. Ivi pomogła
dziewczynie się rozebrać, obmyć i założyć świeże ubranie. W tej chwili Hyuga
miała głęboko w swoim poważaniu, czy ktoś zobaczy choćby fragment jej odkrytego ciała,
czy też może wszystko to co powinno pozostać zakryte dla płci męskiej. Młodsza
z dziewcząt zobowiązała się zająć brudnymi rzeczami. Sasuke wsadził rękę pod
ramie ledwo przytomnej kobiety i zaprowadził ją do jej pokoju. Było już dość
późno, a Sakura i Ino leżały w swoich łóżkach rozmawiając. Zamilkły, gdy w
pokoju pojawiła się ich nowa współlokatorka. Dwójka przybyłych ułożyła się na
łóżku najbliżej wejścia. Białooka momentalnie zasnęła. Brunet jakiś czas się
zastanawiał, czy nie powinien wyjść i iść do siebie. Skoro ona była tak bardzo
zmęczona, to istniała szansa, że tej nocy będzie spała jak zabita. Zanim podjął
decyzję, przyszedł pierwszy koszmar. Opanował sytuację dość sprawnie, ale to co
później się działo, przerosło jego wszelkie najgorsze scenariusze. Hinata
rozpłakała się i nie mogła przestać. Po cichu powtarzała, że nie da rady i
powinna odejść. Początkowo zdębiał. Nie wiedział co powinien, ani co może
zrobić. Dawał sobie radę wcześniej, ale potok łez i drżące, kruche ciałko
Hinaty powodowały, że chciał uciec jak najdalej, zostawiając ją w rękach kogoś,
kto wiedziałby co robić. Z trudem powstrzymał się i pozostał. Dopiero po czasie
udało mu się ją uspokoić i wyciągnąć komplet informacji. Okazało się, że ciało
bolało ją tak bardzo, że nie była w stanie nawet drugi raz zasnąć. Jej mięśnie
rwały, a siniaki, które sobie nabiła podczas treningu, uwierały niezależnie
jaką pozycję przyjęła. Sasuke powiedział, że zaraz coś poradzi. Podniósł się,
zagryzł zęby i podszedł do łóżka Sakury. Nie chciał tego robić, ale postanowił
ten raz się przełamać. Poprosił ją, aby pomogła Hinacie. Medyczka ochoczo
wykonała jego prośbę. Zaleczyła stłuczenia, nasmarowała obolałe mięśnie i dała
jej do picia napar, który powinien pomóc jej przetrwać noc. Rozgrzewający
masaż jaki jej zrobiła, pomógł. Hyuga poczuła się lepiej i ponownie zasnęła ze
meczenia. Sakura i Sasuke chwilę rozmawiali o Hinacie. Medyczka jawnie wyraziła
swoją dezaprobatę do tak wykańczających treningów. Brunet przyznał jej rację,
ale oboje byli bezradni. Kankuro nie był chłopcem, którego można było
potrząsnąć i narzucić mu swoje zasady. To on dyktował warunki na które albo się
godzisz, albo możesz zrezygnować z jego pomocy. W sytuacji Eleny nie było
wyboru. Machających Wojowników nie było na tyle dużo, aby móc sobie przebierać.
Kankuro był jedynym, który znał się na tej sztuce dobrze i był w stanie uczyć.
Jeśli chciała się rozwijać w tej dziedzinie, to musiała wytrzymać. Rankiem
pomogła jej rozmowa z Sho. Użył swoich zdolności, dzięki czemu mogli swobodnie
poprowadzić rozmowę. Opowiedział jej o tym jak Goro go potraktował na początku
jego nauki. W końcu on nie posiadał umiejętności porozumiewania się ze
zwierzętami, tylko wchodzenia w cudze głowy. Zanim nauczył się jak to zrobić ze
zwierzęciem, to zdążył sobie napytać nie raz biedy. Goro raz walił go kijem po
głowie ze złości. Opowiedział jej też o tym jak wielkim szacunkiem darzą
mieszkańcy przyszłego wodza. Mówił o Kankuro z podziwem do jego ciężkiej pracy
w osiągnięciu tego co potrafi. Ta rozmowa przekonała Hinatę, aby nie
rezygnować. Choć teraz, we wiosce myślała, że jest nikim, to w jej żyłach
płynęła krew Hyuga i ona również powinna zachowywać się jak na nazwisko
przystało. Kankuro, podobnie jak Itachi, był chlubą swoich poddanych. Oni
wiedząc co ich czeka, włożyli wiele pracy w treningi i podporządkowali swoje
życie do przyszłej roli. Ona nie rozumiała swojego przeznaczenia. Tak bardzo
skupiła się na swoim nieszczęściu, że wszystko inne zdawało się mało ważne.
Postanowiła wziąć się w garść i nie poddawać tak łatwo.
Drugie załamanie przyszło po
nauce z Goro. Nie przygotowała się na zajęcia z nim tak jak powinna. Pomyliła
się kilka razy, a cierpliwość starca nadzwyczaj szybko się wyczerpała.
Oświecony różnił się od Kankuro. Nie tłumił w sobie emocji, a wręcz przeciwnie.
Bardzo łatwo okazywał zarówno radość jak i złość. Swoje niezadowolenie wyraził
od razu i wprost. Zdenerwowany odszedł od niej. Hinata rozpłakała się. Wszystko
jej się pomyliło, bo była bardzo zmęczona i niewyspana. Tym razem z pomocą
nadeszła Ivi. Przejrzała zapiski oświeconego. Pomyślała, że łatwiej będzie jej
utrwalić widzę, gdy dokładniej będzie w stanie wyobrazić sobie wygląd roślin,
których się uczyła. Dlatego też zabrała ją do osoby, która potrafi najpiękniej odzwierciedlać
rzeczywiste oblicze roślin. Dodatkowym atutem tej osoby był czas, a w zasadzie
duże jego posiadanie.
- Hinato, przedstawiam ci
Myię. To nasza najlepsza artystka. Autorka wielu wspaniałych malowideł. Ona
zdobi ciała dzieci naszego wodza na każde ze świąt.
- Miło mi cię poznać. - Hyuga
podeszła do oświeconej i wyciągnęła do niej rękę.
Oświecona spojrzała
podejrzliwie. Ivi roześmiała się i wytłumaczyła.
- Ludzie się tak witają. Po
przez podanie dłoni.
Hinacie zrobiło się głupio,
więc opuściła dłoń.
- Rozumiem. - Myia
uśmiechnęła się ciepło i tym razem to ona wyciągnęła dłoń do nowej mieszkanki.
- Wybacz, że nie wstaje, ale to niezbyt ciekawy widok. - Mimo wszystko skinęła
głową tak jak to robią mieszkańcy wioski.
- Nie ma problemu. Widziałam
jak pięknie malujesz. Masz wielki talent.
- Dziękuję. - Nieśmiało
odpowiedziała mieszkanka wioski. - To miło, że tak mówisz, ale powinnaś
wiedzieć, że są lepsi ode mnie.
- Oj nie bądź taka skromna. -
Ivi wesoło przerwała wymianę zdań nowo poznających się dziewcząt. - Jesteś w
malunku najlepsza, dlatego chciałabym cię prosić o pomoc. Mogłabyś namalować
Hinacie i nieco wytłumaczyć jej budowę roślin, których uczył ją Goro? Ponieważ
jesteś artystką, to pewnie o wiele bardziej zwróciłaś uwagę na szczegóły.
Chodzi o to, aby Hinata nauczyła się je rozróżniać.
- Oczywiście. Chętnie pomogę,
o ile tylko będę potrafiła. - Myia uśmiechnęła się szeroko, rada z prośby jaką
złożyła Ivi. Lubiła pomagać innym, zwłaszcza, gdy potrafiła to zrobić. Z powodu
swojej choroby nie często miała okazję wyjść z domu, aby móc obcować z innymi
ludźmi. Miała więc niebywałą sposobność do poznania Hinaty i dowiedzenia się
czegoś o świecie ludzi.
Dziewczęta zaczęły naukę od
razu. Wkład Myii w postępy Eleny był spory, ale zmęczenie Hinaty coraz bardziej
odbijało się na niej. W dzień przysypiała, kiedy nie powinna, a nocą walczyła z
bezsennością. Do trzeciego kryzysu przyczyniły się jej koszmary. Noc w noc
śniła o Obito i Rekinie smagającym go batem po plecach. Czuła jego ból,
widziała lejącą się krew. Tej feralnej nocy doszło coś jeszcze. Wierciła się w
łóżku, jęczała, ale się nie budziła. Tym razem nie stanął przed nią Itachi.
Swoją obecnością zaszczycił ją ojciec. Wyzywał ją od najgorszych i w kółko
powtarzał, że to wszystko jej wina. Ujął ją nawet od brodą i uniósł w górę, aby
patrzyła. Tak jak w śnie nie da się biec, kiedy cię gonią, tak ona teraz nie
mogła zamknąć oczu. Nie dało się nawet spojrzeć w bok. Hiashi szeptał, że
Uchiha zginie, a jego krew jest na jej dłoniach. Przepraszała i błagała o
łaskę, każdy jednak był głuchy na jej słowa.
Tej nocy nie obyło się bez
kłótni. Ino zdenerwowała się, że kolejny raz nie może spokojnie przespać choćby
kilku godzin. Zabrała swoją poduszkę i poszła do Kiby. Sasuke warknął tylko coś
do niej, a Sakura nawet próbowała załagodzić sytuację, ale na niewiele się to
zdało. Hinata widziała jak obie dziewczęta boczą się na siebie przez kolejne
dwa dni. Nie ulegało wątpliwości, że pokłóciły się przez wydarzenia z nocy.
Czuła się winna, bo to ona była przyczyną ich sporu. Z dnia na dzień coraz
bardziej w siebie wątpiła i w to, że jeszcze kiedykolwiek uda jej się zyskać
spokój, którego teraz tak bardzo pragnęła. Sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze.
Sasuke po rozmowie z Ivi
postanowił iść do Kankuro. Oboje stwierdzili, że Hinacie potrzebny jest spokój
i oderwanie się od ostatnich wydarzeń. Podobnie miała się sprawa z brunetem. On
również chciał nieco odsapnąć od całej sytuacja i temu jak często był teraz
skazany na widywanie Sakury. Kankuro odnalazł na polu treningowym. Udzielał
wskazówek ćwiczącym. Poprosił go o rozmowę. Podkreślił, że to ważne, to też
wojownik nie kazał mu długo czekać. Obaj udali się w miejsce gdzie nikt im nie
mógł przeszkodzić.
- Co to za pilna sprawa? -
Rzeczowo zapytał Kankuro.
- Chcę wyruszyć w drogę z
Naruto i Hinatą.
- Wykluczone! - Błyskawicznie
odpowiedział przyszły wódz. - Nie jest jeszcze gotowa.
- Owszem jest, a poza tym ze
mną nic jej nie grozi.
- Słyszałem jak to było
poprzednio. Idąc tutaj mieliście dużo szczęścia.
- To nie było wyłącznie
szczęście. - Sasuke zacisnął szczękę. Nie podobało mu się, że przyszły wódz
darzy go brakiem zaufania. - Poradziłem sobie poprzednio, dam radę i tym razem.
- Kiedy prowadziłeś tu tą
dziewczynę, nie miałeś pojęcia kim ona jest. Nie możemy lekceważyć faktu, że
powierzono nam pod opiekę Elenę. Nie zaryzykuję jej życia, bo tobie wydaje się,
że czas jest odpowiedni.
- Poznałem ją na tyle dobrze,
że wiem iż taka podróż jest jej potrzebna. - Sasuke nie zakładał, że łatwo
będzie. Był więc gotowy na odpieranie argumentów Kankuro.
- Potrzebna jest jej wiedza i
umiejętności, a tego jeszcze nie posiada.
- O wiele szybciej zdobędzie
je w podróży.
- Za mało wie, aby wyruszyć.
Jeśli to wszystko, to wróć do swoich obowiązków. - Wojownik dał wyraźnie do
zrozumienia, że nie zamierza dalej prowadzić rozmowy z człowiekiem.
- To nie jest wyłącznie moje
zdanie. - Brunet stanął na drodze wyższego od siebie tubylca. Nie planował
łatwo się poddawać.
- Kto jeszcze tak uważa?
- Ivi. Spędza z Hinatą dużo
czasu i ma okazję ją obserwować.
Twarz Kankuro złagodniała.
Choć nie dał tego po sobie poznać na zewnątrz, to w środku duszy się zaśmiał.
- Myślisz, że przekona mnie
zdanie najbardziej beztroskiej dziewczyny we wiosce? Sam mówiłeś, że nie jest w
stanie nic z Eleny wyczytać. Jej zdanie to słaby argument.
Sasuke nie był wielce
zakochany w Ivi. Ich relacja była zagadką również dla nich samych. Mimo tego
nie lubił gdy ktoś źle wyrażał się o niej. Nie podobała mu się również niechęć
jaką Kankuro darzył Ivi od dawna. Nikt go nigdy o to nie zapytał. Dziewczyna
niewiele sobie z tego robiła. Nie on pierwszy tak się zachowywał. Nigdy jednak
nie uciekał przed nią wzrokiem. Zawsze hardo i odważnie spoglądał w brązowe
tęczówki.
- Hinata przechodzi mordercze
treningi za dnia. Przyswaja nowe słowa, uczy się naszych zwyczajów i sekretów
tej planety każdego dnia. Nocami walczy z koszmarami. To za dużo dla kogoś kto
jest na początku swojej drogi. Podróż pozwoli jej odsapnąć, nabrać nowych sił.
- Jesteś tak bardzo pewny
swoich słów, że gotów jesteś położyć na szali jej życie? - Ton Kankuro ponownie
był suchy i oziębły.
- Zapewniam cię, że będąc ze
mną i Naruto nic jej nie grozi.
- Zabierając ze sobą na
wyprawę dwie osoby, które jeszcze nie posiadają ninju, dużo ryzykujesz. Choć
Naruto potrafi walczyć, to jest na tyle roztrzepany, że trzeba mieć go na oku
niemal nieustannie. Dodatkowo chcesz wziąć Elenę, która jest jak dziecko we
mgle. Zanim ponownie poprosisz mnie o pozwolenie na wyprawę, odpowiedź sobie na
pytanie. Co będzie jeśli zarówno Naruto i Hinata znajdą się w sytuacji
zagrożenia życia? Które z nich będziesz w stanie poświęcić, aby uratować życie
drugiego?
Sasuke nie spodziewał się
takiego pytania. Wiedział co powinien odpowiedzieć, aby Kankuro pozwolił mu na
opuszczenie wioski. To jednak byłoby kłamstwem. Lubił Hinatę i chciał ją
chronić. Gotów był zaryzykować swoje życie za nią. Nie byłby jednak w stanie
poświęcić życia swojego przyjaciela, którego kochał jak brat brata. Tej jednej
relacji był pewien i wierzył, że przetrwa wszelkie trudności.
Z zamyślenia wyrwał go głos
Kankuro tuż przy jego boku.
- Teraz rozumiesz. -
Wyszeptał wojownik i zaczął się oddalać.
Sasuke zacisnął pięści.
Przegrał potyczkę słowną.
- Kogo ty byś poświęcił,
gdybyś musiał wybierać między Eleną i Gaarą? - Brunet zadał pytanie stojąc
tyłem do rozmówcy.
- Jest tylko jeden sposób,
aby nigdy nie musieć dokonywać takiego wyboru.
Rozmowa została zakończona.
Było pewne, że Kankuro nie wyrazi zgody, choćby Sasuke stanął na rzęsach. Argumenty
wojownika miały sens, jak każde z jego postanowień. Choć urodził się by walczyć
w obronie mieszkańców wioski, to odznaczał się również inteligencją godną
przyszłego wodza. Mawiano, że jego wybory zawsze są właściwe, choć czasem nie
było tego widać na pierwszy rzut oka. Teraz też miał rację. Hinata stawiała
dopiero swoje pierwsze kroki, a Naruto pomimo dobrych chęci sam sprawiał
wrażenie początkującego ucznia, który generuje więcej kłopotów niż jest z niego
pożytku. Aby wychodzić z Hinatą w teren, musiałby zrezygnować ze szkolenia
Naruto i wybrać na jego miejsce doświadczonego wojownika. Na takie rozwiązanie
zdecydować się nie potrafił.
Rozmowa dwójki doświadczonych
wojowników dała do myślenia również Kankuro. Podczas treningu z Hinatą
obserwował jej ruchy dużo dokładniej niż zwykle. Dostrzegał u niej nie tylko
zmęczenie. Udał się nawet do Goro osobiście, by podpytać jak jej idzie
przyswajanie wiedzy. Zawsze liczył się ze zdaniem opiekuna zwierząt i nie
lekceważył jego uwag. Ich rozmowa uświadomiła obojgu, że mają do czynienia z
ciężkim przypadkiem. Obaj założyli, że skoro Hinata została wybrana na Elenę,
to musi być wyjątkowa, a co za tym idzie, mieć cudowne zdolności i szybko
poradzić sobie z nauką. Tymczasem było na odwrót. Chęci były, ale wszystko szło
jakoś opornie, a postępy zdawały się znikome. Wychodząc od Goro, Kankuro
poklepał starszego mężczyznę po ramieniu. Kazał mu kontynuować naukę, a sam
zobowiązał się, że coś wymyśli.
Nieopodal wioski, na
skalistym wzniesieniu, zdała od większości mieszkańców wygodnie rozsiadł się
najstarszy potomek wodza. Dotychczas przychodził tu aby odpocząć, bądź podumać
nad trudniejszymi sprawami. Od jakiegoś czasu miejsce to było również jego
schronieniem, gdy ukrywał się przed innymi. To ojciec zafundował mu taki stan
rzeczy. Za jego sprawą stał się celem wolnych kobiet. Głównie swoje wdzięki
prezentowały przed nim oświecone, licząc na jego zainteresowanie. Były również
wojowniczki, które starały się mu zaimponować. Te jednak robiły to w sposób, z
którym spotykał się na co dzień i który nie przyprawiał go o ból głowy. Choć
minęły zaledwie trzy tygodnie od święta Arirana, to już miał dość nowej
sytuacji, w jakiej się znalazł. Jedyną osobą z jaką mógł się podzielić swoimi
myślami, był jego pupil Antre. Dlatego też Władca Marionetek to miejsce
umiłował sobie najbardziej. Było praktycznie nie dostępne dla oświeconych i
mało interesujące dla wojowników, więc nikt się tu nie zapuszczał. Nikt poza
Antre i jego panem. Kankuro nie musiał się w ogóle odzywać, a zwierzak za pomocą
myśli wysłuchał co go trapi. Rozsiadał się wygodnie, a czasem nawet kładł się z
pozoru na ciepłej skale. W rzeczywistości lokował swoje cztery litery na nieco
przerośniętym ulubieńcu. Antre to uwielbiał, a Kankuro choć nie przyznawał się
do tego otwarcie, to miał podobne zdanie. Już od dawna mogli spotykać się
jedynie poza wioską. Duże gabaryty zwierza mogłyby narobić szkód, to też obaj
podjęli decyzję, że będą się widywać poza jej obszarem. To była ich prywatna
samotnia.
- Za bardzo się tym wszystkim
przejmujesz. - Rozbrzmiał w głowie tubylca gruby, ciężki głos Antre. - Jestem
pewny, że dokonasz dobrego wyboru i udowodnisz wszystkim, że nadajesz się na
wodza. Może jesteś trochę za poważny, podchodzisz do swoich obowiązków zbyt
dokładnie i wymagasz od sobie zbyt wiele, ale w głębi serca nie wiele się
różnisz od swoich rówieśników.
- Co masz na myśli?
- A czy nie marzy ci się coś
więcej, niż jedynie siedzenie we wiosce i wydawanie rozkazów? Kiedy ostatni raz
byłeś na wyprawie? Widziałeś jak drzewa w wijącym lesie poplątały się od
ostatniej twojej wizyty? Czy twój znak z życzeniem został jeszcze na skale
próśb, a może deszcz już dawno go zmył, a w jego miejsce ktoś inny nabazgrał
coś od siebie? Został ci ostatni rok wolności. Wyruszmy gdzieś razem i rozprostujmy
nasze kości, zanim stanę się prawdziwą skałą.
- Ach, gdyby to było takie
proste.
Kankuro długo jeszcze
rozważał słowa najlepszego przyjaciela. Trafił mu się bardzo inteligentny druh.
Korzystanie z jego rad wychodziło mu zazwyczaj na dobre. Dlatego wziął sobie do
serca jego słowa. Może faktycznie powinien wykorzystać czas jaki mu jeszcze
pozostał? W głowie stworzył plan, który miał ręce i nogi. W jego spokojne i
radosne myśli z zadowoleniem wsłuchiwał się Antre.
- O tak, takiego cię lubię
najbardziej. - Odezwał się skalny zwierz.
- Potrafisz mi poprawiać
humor. - Kankuro zaśmiał się w duchu. - To może żonę też mi doradzisz jaką
wybrać?
- Z miłą chęcią.
....................................................................................