piątek, 9 czerwca 2017

Rozdział 37 - Ty wiesz lepiej




Ostatnie siedem dni Hinacie zleciało bardzo szybko i intensywnie. Minął zaledwie tydzień odkąd Goro pokazał jej zwój i zaczął uczyć o roślinności malowniczej Oturnii, a ona przeżyła już trzykrotny stan załamania. Pierwszy zawdzięczała treningowi z Kankuro. Miała wrażenie, że on nie miał dla niej choćby krzty litości. Najpierw przeszła morderczą rozgrzewkę. Już po niej czuła, że nauka z przyszłym wodzem to nie przelewki. Myślała, że Kurenai na treningach gimnastyki dawała im wycisk, po którym z Hanabi miały zakwasy, ale dopiero teraz mogła przyznać, że zajęcia z nią to dziecinna zabawa, podług tego co doświadczała we wiosce. Rozgrzewka skupiła się na sile jej mięśni ramion i przedramion. Na początku usłyszała, że Wanduli Delerien aby móc dobrze władać swoim orężem, musi doskonale zgrywać każdy z mięśni swojego ciała. Trenując mieczem, bądź kijem, przyszły wojownik od razu uczy się odpowiedniej postawy i odruchów. W przypadku jej predyspozycji bojowej najpierw trzeba wzmocnić i wyćwiczyć ręce. Próba zgrania wszystkich ruchów od razu była z góry skazana na porażkę. Jednak w treningu nie mogło już na początku zabraknąć ćwiczeń przygotowawczych dla reszty ciała. Rozgrzewka to uwzględniała. Mina trenera nie wskazywała, aby był zadowolony z tego co widział. Siły opuściły Hinatę dużo szybciej niż zakładał wojownik. Gdyby dziewczyna posiadała w sobie ninju, pozwoliłby jej zaczerpnąć energii z otoczenia, aby móc dłużej i intensywniej trenować. Skoro nie posiadała jeszcze swojej zdolności, szybko wyszło jak wielkie są jej ograniczenia. Mimo tego nie odpuścił jej i po morderczej rozgrzewce, przeszedł do jeszcze bardziej wyczerpującego treningu wstępnego. Zaczęło się dość niewinnie. Kankuro kazał jej przez pół godziny machać ciężarkami na sznurkach. Ręce odmówiły jej posłuszeństwa już po kilkunastu minutach, ale wojownik nie odpuścił. Palce jej zdrętwiały od trzymania końcówek linki, a gdy tylko opuściła zbyt nisko dłonie, od razu dostawała reprymendę. Minuty wlekły się niemiłosiernie wolno, a ona czuła jak z każdą chwilą pragnie opaść na ziemię. Po tym nastąpiła pewna zmiana. Tym razem miała kręcić kółka przed sobą, a dla utrudnienia podskakiwać kiedy Kankuro zamachiwał się i swoją linkę wyrzucał tak, aby opleść jej kostki. Każdy zbyt późny, za niski, albo zbyt szybki skok dziewczyny skutkował jej złapaniem i wywróceniem się na ziemię. Jeśli jej się udało, to gubiła rytm machania swoimi sznurkami, przez co obrywała kamieniami w różne części swojego ciała. Nie myślała, że kontrolowanie równowagi, czujności i obrotów będzie tak trudne. Skoro to był dopiero początek, a ćwiczenie jednym z najprostszych, to sama myśl co czeka ją dalej, dołowała. Po treningu czuła, że ledwo oddycha. Chwilę leżała na ziemi, zanim dała radę się podnieś. Pomógł jej Sasuke, który przyszedł na końcówkę treningu. Brunet czuł irytację, widząc jak niedelikatnie obchodzi się z Eleną Kankuro. Nie spodziewał się co prawda, że będzie ją nosił na rękach, ale liczył, że choć na początku da jej fory. Z drugiej strony wiedział, że Władca Marionetek skoro już podejmuje się uczenia indywidualnego, to nie pozwoli na złe wykorzystanie jego czasu. Zacisnął więc zęby i powstrzymał się przed jakimkolwiek komentarzem względem jego osoby. Pomógł Hinacie dotrzeć do pobliskiego stawu. Obmył jej dłonie, twarz, zdjął obuwie, a stopy zanurzył we wodzie. To trochę ocuciło dziewczynę, a ona w podziękowaniu wykrzywiła usta próbując się uśmiechnąć. Czuła, że w tej chwili nawet mówienie kosztowałoby ją zbyt dużo wysiłku. Sasuke usiadł obok niej i obserwował taflę wody.
- Powinnaś się obmyć. Posiedź tu jeszcze chwilę, a ja przyniosę coś do picia. - Wypowiedział spokojnie i poszedł w głąb wioski.
Po niedługim czasie wrócił z Ivi. Hinata w międzyczasie zasnęła, więc musieli ją obudzić. Napiła się, zjadła, po czym należało się doprowadzić do jakiejkolwiek używalności. Sasuke stanął tyłem do nich i pilnował, aby nikt nie przeszkadzał. Ivi pomogła dziewczynie się rozebrać, obmyć i założyć świeże ubranie. W tej chwili Hyuga miała głęboko w swoim poważaniu, czy ktoś zobaczy choćby fragment jej odkrytego ciała, czy też może wszystko to co powinno pozostać zakryte dla płci męskiej. Młodsza z dziewcząt zobowiązała się zająć brudnymi rzeczami. Sasuke wsadził rękę pod ramie ledwo przytomnej kobiety i zaprowadził ją do jej pokoju. Było już dość późno, a Sakura i Ino leżały w swoich łóżkach rozmawiając. Zamilkły, gdy w pokoju pojawiła się ich nowa współlokatorka. Dwójka przybyłych ułożyła się na łóżku najbliżej wejścia. Białooka momentalnie zasnęła. Brunet jakiś czas się zastanawiał, czy nie powinien wyjść i iść do siebie. Skoro ona była tak bardzo zmęczona, to istniała szansa, że tej nocy będzie spała jak zabita. Zanim podjął decyzję, przyszedł pierwszy koszmar. Opanował sytuację dość sprawnie, ale to co później się działo, przerosło jego wszelkie najgorsze scenariusze. Hinata rozpłakała się i nie mogła przestać. Po cichu powtarzała, że nie da rady i powinna odejść. Początkowo zdębiał. Nie wiedział co powinien, ani co może zrobić. Dawał sobie radę wcześniej, ale potok łez i drżące, kruche ciałko Hinaty powodowały, że chciał uciec jak najdalej, zostawiając ją w rękach kogoś, kto wiedziałby co robić. Z trudem powstrzymał się i pozostał. Dopiero po czasie udało mu się ją uspokoić i wyciągnąć komplet informacji. Okazało się, że ciało bolało ją tak bardzo, że nie była w stanie nawet drugi raz zasnąć. Jej mięśnie rwały, a siniaki, które sobie nabiła podczas treningu, uwierały niezależnie jaką pozycję przyjęła. Sasuke powiedział, że zaraz coś poradzi. Podniósł się, zagryzł zęby i podszedł do łóżka Sakury. Nie chciał tego robić, ale postanowił ten raz się przełamać. Poprosił ją, aby pomogła Hinacie. Medyczka ochoczo wykonała jego prośbę. Zaleczyła stłuczenia, nasmarowała obolałe mięśnie i dała jej do picia napar, który powinien pomóc jej przetrwać noc. Rozgrzewający masaż jaki jej zrobiła, pomógł. Hyuga poczuła się lepiej i ponownie zasnęła ze meczenia. Sakura i Sasuke chwilę rozmawiali o Hinacie. Medyczka jawnie wyraziła swoją dezaprobatę do tak wykańczających treningów. Brunet przyznał jej rację, ale oboje byli bezradni. Kankuro nie był chłopcem, którego można było potrząsnąć i narzucić mu swoje zasady. To on dyktował warunki na które albo się godzisz, albo możesz zrezygnować z jego pomocy. W sytuacji Eleny nie było wyboru. Machających Wojowników nie było na tyle dużo, aby móc sobie przebierać. Kankuro był jedynym, który znał się na tej sztuce dobrze i był w stanie uczyć. Jeśli chciała się rozwijać w tej dziedzinie, to musiała wytrzymać. Rankiem pomogła jej rozmowa z Sho. Użył swoich zdolności, dzięki czemu mogli swobodnie poprowadzić rozmowę. Opowiedział jej o tym jak Goro go potraktował na początku jego nauki. W końcu on nie posiadał umiejętności porozumiewania się ze zwierzętami, tylko wchodzenia w cudze głowy. Zanim nauczył się jak to zrobić ze zwierzęciem, to zdążył sobie napytać nie raz biedy. Goro raz walił go kijem po głowie ze złości. Opowiedział jej też o tym jak wielkim szacunkiem darzą mieszkańcy przyszłego wodza. Mówił o Kankuro z podziwem do jego ciężkiej pracy w osiągnięciu tego co potrafi. Ta rozmowa przekonała Hinatę, aby nie rezygnować. Choć teraz, we wiosce myślała, że jest nikim, to w jej żyłach płynęła krew Hyuga i ona również powinna zachowywać się jak na nazwisko przystało. Kankuro, podobnie jak Itachi, był chlubą swoich poddanych. Oni wiedząc co ich czeka, włożyli wiele pracy w treningi i podporządkowali swoje życie do przyszłej roli. Ona nie rozumiała swojego przeznaczenia. Tak bardzo skupiła się na swoim nieszczęściu, że wszystko inne zdawało się mało ważne. Postanowiła wziąć się w garść i nie poddawać tak łatwo.
Drugie załamanie przyszło po nauce z Goro. Nie przygotowała się na zajęcia z nim tak jak powinna. Pomyliła się kilka razy, a cierpliwość starca nadzwyczaj szybko się wyczerpała. Oświecony różnił się od Kankuro. Nie tłumił w sobie emocji, a wręcz przeciwnie. Bardzo łatwo okazywał zarówno radość jak i złość. Swoje niezadowolenie wyraził od razu i wprost. Zdenerwowany odszedł od niej. Hinata rozpłakała się. Wszystko jej się pomyliło, bo była bardzo zmęczona i niewyspana. Tym razem z pomocą nadeszła Ivi. Przejrzała zapiski oświeconego. Pomyślała, że łatwiej będzie jej utrwalić widzę, gdy dokładniej będzie w stanie wyobrazić sobie wygląd roślin, których się uczyła. Dlatego też zabrała ją do osoby, która potrafi najpiękniej odzwierciedlać rzeczywiste oblicze roślin. Dodatkowym atutem tej osoby był czas, a w zasadzie duże jego posiadanie.
- Hinato, przedstawiam ci Myię. To nasza najlepsza artystka. Autorka wielu wspaniałych malowideł. Ona zdobi ciała dzieci naszego wodza na każde ze świąt.
- Miło mi cię poznać. - Hyuga podeszła do oświeconej i wyciągnęła do niej rękę.
Oświecona spojrzała podejrzliwie. Ivi roześmiała się i wytłumaczyła.
- Ludzie się tak witają. Po przez podanie dłoni.
Hinacie zrobiło się głupio, więc opuściła dłoń.
- Rozumiem. - Myia uśmiechnęła się ciepło i tym razem to ona wyciągnęła dłoń do nowej mieszkanki. - Wybacz, że nie wstaje, ale to niezbyt ciekawy widok. - Mimo wszystko skinęła głową tak jak to robią mieszkańcy wioski.
- Nie ma problemu. Widziałam jak pięknie malujesz. Masz wielki talent.
- Dziękuję. - Nieśmiało odpowiedziała mieszkanka wioski. - To miło, że tak mówisz, ale powinnaś wiedzieć, że są lepsi ode mnie.
- Oj nie bądź taka skromna. - Ivi wesoło przerwała wymianę zdań nowo poznających się dziewcząt. - Jesteś w malunku najlepsza, dlatego chciałabym cię prosić o pomoc. Mogłabyś namalować Hinacie i nieco wytłumaczyć jej budowę roślin, których uczył ją Goro? Ponieważ jesteś artystką, to pewnie o wiele bardziej zwróciłaś uwagę na szczegóły. Chodzi o to, aby Hinata nauczyła się je rozróżniać.
- Oczywiście. Chętnie pomogę, o ile tylko będę potrafiła. - Myia uśmiechnęła się szeroko, rada z prośby jaką złożyła Ivi. Lubiła pomagać innym, zwłaszcza, gdy potrafiła to zrobić. Z powodu swojej choroby nie często miała okazję wyjść z domu, aby móc obcować z innymi ludźmi. Miała więc niebywałą sposobność do poznania Hinaty i dowiedzenia się czegoś o świecie ludzi.

Dziewczęta zaczęły naukę od razu. Wkład Myii w postępy Eleny był spory, ale zmęczenie Hinaty coraz bardziej odbijało się na niej. W dzień przysypiała, kiedy nie powinna, a nocą walczyła z bezsennością. Do trzeciego kryzysu przyczyniły się jej koszmary. Noc w noc śniła o Obito i Rekinie smagającym go batem po plecach. Czuła jego ból, widziała lejącą się krew. Tej feralnej nocy doszło coś jeszcze. Wierciła się w łóżku, jęczała, ale się nie budziła. Tym razem nie stanął przed nią Itachi. Swoją obecnością zaszczycił ją ojciec. Wyzywał ją od najgorszych i w kółko powtarzał, że to wszystko jej wina. Ujął ją nawet od brodą i uniósł w górę, aby patrzyła. Tak jak w śnie nie da się biec, kiedy cię gonią, tak ona teraz nie mogła zamknąć oczu. Nie dało się nawet spojrzeć w bok. Hiashi szeptał, że Uchiha zginie, a jego krew jest na jej dłoniach. Przepraszała i błagała o łaskę, każdy jednak był głuchy na jej słowa.
Tej nocy nie obyło się bez kłótni. Ino zdenerwowała się, że kolejny raz nie może spokojnie przespać choćby kilku godzin. Zabrała swoją poduszkę i poszła do Kiby. Sasuke warknął tylko coś do niej, a Sakura nawet próbowała załagodzić sytuację, ale na niewiele się to zdało. Hinata widziała jak obie dziewczęta boczą się na siebie przez kolejne dwa dni. Nie ulegało wątpliwości, że pokłóciły się przez wydarzenia z nocy. Czuła się winna, bo to ona była przyczyną ich sporu. Z dnia na dzień coraz bardziej w siebie wątpiła i w to, że jeszcze kiedykolwiek uda jej się zyskać spokój, którego teraz tak bardzo pragnęła. Sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze.

Sasuke po rozmowie z Ivi postanowił iść do Kankuro. Oboje stwierdzili, że Hinacie potrzebny jest spokój i oderwanie się od ostatnich wydarzeń. Podobnie miała się sprawa z brunetem. On również chciał nieco odsapnąć od całej sytuacja i temu jak często był teraz skazany na widywanie Sakury. Kankuro odnalazł na polu treningowym. Udzielał wskazówek ćwiczącym. Poprosił go o rozmowę. Podkreślił, że to ważne, to też wojownik nie kazał mu długo czekać. Obaj udali się w miejsce gdzie nikt im nie mógł przeszkodzić.
- Co to za pilna sprawa? - Rzeczowo zapytał Kankuro.
- Chcę wyruszyć w drogę z Naruto i Hinatą.
- Wykluczone! - Błyskawicznie odpowiedział przyszły wódz. - Nie jest jeszcze gotowa.
- Owszem jest, a poza tym ze mną nic jej nie grozi.
- Słyszałem jak to było poprzednio. Idąc tutaj mieliście dużo szczęścia.
- To nie było wyłącznie szczęście. - Sasuke zacisnął szczękę. Nie podobało mu się, że przyszły wódz darzy go brakiem zaufania. - Poradziłem sobie poprzednio, dam radę i tym razem.
- Kiedy prowadziłeś tu tą dziewczynę, nie miałeś pojęcia kim ona jest. Nie możemy lekceważyć faktu, że powierzono nam pod opiekę Elenę. Nie zaryzykuję jej życia, bo tobie wydaje się, że czas jest odpowiedni.
- Poznałem ją na tyle dobrze, że wiem iż taka podróż jest jej potrzebna. - Sasuke nie zakładał, że łatwo będzie. Był więc gotowy na odpieranie argumentów Kankuro.
- Potrzebna jest jej wiedza i umiejętności, a tego jeszcze nie posiada.
- O wiele szybciej zdobędzie je w podróży.
- Za mało wie, aby wyruszyć. Jeśli to wszystko, to wróć do swoich obowiązków. - Wojownik dał wyraźnie do zrozumienia, że nie zamierza dalej prowadzić rozmowy z człowiekiem.
- To nie jest wyłącznie moje zdanie. - Brunet stanął na drodze wyższego od siebie tubylca. Nie planował łatwo się poddawać.
- Kto jeszcze tak uważa?
- Ivi. Spędza z Hinatą dużo czasu i ma okazję ją obserwować.
Twarz Kankuro złagodniała. Choć nie dał tego po sobie poznać na zewnątrz, to w środku duszy się zaśmiał.
- Myślisz, że przekona mnie zdanie najbardziej beztroskiej dziewczyny we wiosce? Sam mówiłeś, że nie jest w stanie nic z Eleny wyczytać. Jej zdanie to słaby argument.
Sasuke nie był wielce zakochany w Ivi. Ich relacja była zagadką również dla nich samych. Mimo tego nie lubił gdy ktoś źle wyrażał się o niej. Nie podobała mu się również niechęć jaką Kankuro darzył Ivi od dawna. Nikt go nigdy o to nie zapytał. Dziewczyna niewiele sobie z tego robiła. Nie on pierwszy tak się zachowywał. Nigdy jednak nie uciekał przed nią wzrokiem. Zawsze hardo i odważnie spoglądał w brązowe tęczówki.
- Hinata przechodzi mordercze treningi za dnia. Przyswaja nowe słowa, uczy się naszych zwyczajów i sekretów tej planety każdego dnia. Nocami walczy z koszmarami. To za dużo dla kogoś kto jest na początku swojej drogi. Podróż pozwoli jej odsapnąć, nabrać nowych sił.
- Jesteś tak bardzo pewny swoich słów, że gotów jesteś położyć na szali jej życie? - Ton Kankuro ponownie był suchy i oziębły.
- Zapewniam cię, że będąc ze mną i Naruto nic jej nie grozi.
- Zabierając ze sobą na wyprawę dwie osoby, które jeszcze nie posiadają ninju, dużo ryzykujesz. Choć Naruto potrafi walczyć, to jest na tyle roztrzepany, że trzeba mieć go na oku niemal nieustannie. Dodatkowo chcesz wziąć Elenę, która jest jak dziecko we mgle. Zanim ponownie poprosisz mnie o pozwolenie na wyprawę, odpowiedź sobie na pytanie. Co będzie jeśli zarówno Naruto i Hinata znajdą się w sytuacji zagrożenia życia? Które z nich będziesz w stanie poświęcić, aby uratować życie drugiego?
Sasuke nie spodziewał się takiego pytania. Wiedział co powinien odpowiedzieć, aby Kankuro pozwolił mu na opuszczenie wioski. To jednak byłoby kłamstwem. Lubił Hinatę i chciał ją chronić. Gotów był zaryzykować swoje życie za nią. Nie byłby jednak w stanie poświęcić życia swojego przyjaciela, którego kochał jak brat brata. Tej jednej relacji był pewien i wierzył, że przetrwa wszelkie trudności.
Z zamyślenia wyrwał go głos Kankuro tuż przy jego boku.
- Teraz rozumiesz. - Wyszeptał wojownik i zaczął się oddalać.
Sasuke zacisnął pięści. Przegrał potyczkę słowną.
- Kogo ty byś poświęcił, gdybyś musiał wybierać między Eleną i Gaarą? - Brunet zadał pytanie stojąc tyłem do rozmówcy.
- Jest tylko jeden sposób, aby nigdy nie musieć dokonywać takiego wyboru.
Rozmowa została zakończona. Było pewne, że Kankuro nie wyrazi zgody, choćby Sasuke stanął na rzęsach. Argumenty wojownika miały sens, jak każde z jego postanowień. Choć urodził się by walczyć w obronie mieszkańców wioski, to odznaczał się również inteligencją godną przyszłego wodza. Mawiano, że jego wybory zawsze są właściwe, choć czasem nie było tego widać na pierwszy rzut oka. Teraz też miał rację. Hinata stawiała dopiero swoje pierwsze kroki, a Naruto pomimo dobrych chęci sam sprawiał wrażenie początkującego ucznia, który generuje więcej kłopotów niż jest z niego pożytku. Aby wychodzić z Hinatą w teren, musiałby zrezygnować ze szkolenia Naruto i wybrać na jego miejsce doświadczonego wojownika. Na takie rozwiązanie zdecydować się nie potrafił.

Rozmowa dwójki doświadczonych wojowników dała do myślenia również Kankuro. Podczas treningu z Hinatą obserwował jej ruchy dużo dokładniej niż zwykle. Dostrzegał u niej nie tylko zmęczenie. Udał się nawet do Goro osobiście, by podpytać jak jej idzie przyswajanie wiedzy. Zawsze liczył się ze zdaniem opiekuna zwierząt i nie lekceważył jego uwag. Ich rozmowa uświadomiła obojgu, że mają do czynienia z ciężkim przypadkiem. Obaj założyli, że skoro Hinata została wybrana na Elenę, to musi być wyjątkowa, a co za tym idzie, mieć cudowne zdolności i szybko poradzić sobie z nauką. Tymczasem było na odwrót. Chęci były, ale wszystko szło jakoś opornie, a postępy zdawały się znikome. Wychodząc od Goro, Kankuro poklepał starszego mężczyznę po ramieniu. Kazał mu kontynuować naukę, a sam zobowiązał się, że coś wymyśli.
Nieopodal wioski, na skalistym wzniesieniu, zdała od większości mieszkańców wygodnie rozsiadł się najstarszy potomek wodza. Dotychczas przychodził tu aby odpocząć, bądź podumać nad trudniejszymi sprawami. Od jakiegoś czasu miejsce to było również jego schronieniem, gdy ukrywał się przed innymi. To ojciec zafundował mu taki stan rzeczy. Za jego sprawą stał się celem wolnych kobiet. Głównie swoje wdzięki prezentowały przed nim oświecone, licząc na jego zainteresowanie. Były również wojowniczki, które starały się mu zaimponować. Te jednak robiły to w sposób, z którym spotykał się na co dzień i który nie przyprawiał go o ból głowy. Choć minęły zaledwie trzy tygodnie od święta Arirana, to już miał dość nowej sytuacji, w jakiej się znalazł. Jedyną osobą z jaką mógł się podzielić swoimi myślami, był jego pupil Antre. Dlatego też Władca Marionetek to miejsce umiłował sobie najbardziej. Było praktycznie nie dostępne dla oświeconych i mało interesujące dla wojowników, więc nikt się tu nie zapuszczał. Nikt poza Antre i jego panem. Kankuro nie musiał się w ogóle odzywać, a zwierzak za pomocą myśli wysłuchał co go trapi. Rozsiadał się wygodnie, a czasem nawet kładł się z pozoru na ciepłej skale. W rzeczywistości lokował swoje cztery litery na nieco przerośniętym ulubieńcu. Antre to uwielbiał, a Kankuro choć nie przyznawał się do tego otwarcie, to miał podobne zdanie. Już od dawna mogli spotykać się jedynie poza wioską. Duże gabaryty zwierza mogłyby narobić szkód, to też obaj podjęli decyzję, że będą się widywać poza jej obszarem. To była ich prywatna samotnia.
- Za bardzo się tym wszystkim przejmujesz. - Rozbrzmiał w głowie tubylca gruby, ciężki głos Antre. - Jestem pewny, że dokonasz dobrego wyboru i udowodnisz wszystkim, że nadajesz się na wodza. Może jesteś trochę za poważny, podchodzisz do swoich obowiązków zbyt dokładnie i wymagasz od sobie zbyt wiele, ale w głębi serca nie wiele się różnisz od swoich rówieśników.
- Co masz na myśli?
- A czy nie marzy ci się coś więcej, niż jedynie siedzenie we wiosce i wydawanie rozkazów? Kiedy ostatni raz byłeś na wyprawie? Widziałeś jak drzewa w wijącym lesie poplątały się od ostatniej twojej wizyty? Czy twój znak z życzeniem został jeszcze na skale próśb, a może deszcz już dawno go zmył, a w jego miejsce ktoś inny nabazgrał coś od siebie? Został ci ostatni rok wolności. Wyruszmy gdzieś razem i rozprostujmy nasze kości, zanim stanę się prawdziwą skałą.
- Ach, gdyby to było takie proste.
Kankuro długo jeszcze rozważał słowa najlepszego przyjaciela. Trafił mu się bardzo inteligentny druh. Korzystanie z jego rad wychodziło mu zazwyczaj na dobre. Dlatego wziął sobie do serca jego słowa. Może faktycznie powinien wykorzystać czas jaki mu jeszcze pozostał? W głowie stworzył plan, który miał ręce i nogi. W jego spokojne i radosne myśli z zadowoleniem wsłuchiwał się Antre.
- O tak, takiego cię lubię najbardziej. - Odezwał się skalny zwierz.
- Potrafisz mi poprawiać humor. - Kankuro zaśmiał się w duchu. - To może żonę też mi doradzisz jaką wybrać?
- Z miłą chęcią.

....................................................................................

Chyba nie będę tu się wielce rozpisywać. Mój plan totalnie się załamał i każdy widzi jak jest. Jak będzie dalej życie pokaże. Żywię nadzieję, że ktoś jeszcze tu zajrzy.