poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 4 Koszmar

Hiashi z zamyśleniem spojrzał w okno. Oturnia choć dzika, była piękna. Zachwycał go fakt, że ma 2 słońca, pewnie dlatego zawsze było tak ciepło i planeta nie znała tu żadnej innej pory roku niż lato. On lubił gdy było ciepło, nie to co Toki. Ona kochała wszystkie pory roku, nawet jesień wydawała jej się czarująca. “- Hiashi, no zobacz jak tu kolorowo, liście są żółte, czerwone, pomarańczowe, a niektóre dalej walczą i jeszcze są zielone. - Oczy błyszczały jej jak gwiazdki nocą na bezchmurnym niebie. - Przestań się w końcu byczyć i choć tu. - Podszedł niepewnie, znał ją już na tyle dobrze, że ciężko przewidzieć co teraz zrobi, dlatego obserwował ją uważnie. Ona wspięła się na palce i delikatnie pocałowała go w usta, w ten sposób uśpiła jego czujność. Pchnęła go na tyle mocno, że wylądował na stercie liści. Przewracając się złapał jej dłoń, więc w sumie czuł się wygrany, bo ona leżała teraz na nim. - Hiashi, tak nie wolno! - On tylko się uśmiechnął i nie pozwalając jej wstać, przycisnął do siebie i pokazał po raz kolejny co jej grozi gdy się go zaatakuje”.
- Ach jak ten czas leci - siedział w gabinecie. Był sam, bo Madara o tej porze trenował. Lubił w myślach wracać do czasu zanim przybyli na Oturnię. Miał takich wspomnień tak dużo, że mógłby nimi sypać z rękawa na zawołanie.
Wtedy było bardziej beztrosko, bo pomimo, że czasy były ciężkie, to oni byli jeszcze młodzi, a rzeczy ważne działy się za drzwiami do których oni jeszcze nie mieli dostępu. Widział jak jego ojciec wracał zatroskany i mimo, że starał obdarzać się swoich synów uśmiechem, to twarz z każdym rokiem była bardziej usiana zmarszczkami od zmartwień, a włosy w gęstej siwiźnie już tylko gdzie-niegdzie odkrywały czarne pasma. Ojciec często powtarzał mu: - Hiashi, przejmiesz kiedyś po mnie berło władzy, dlatego musisz uświadomić sobie jak ważne jest abyś teraz zrozumiał co to jest odpowiedzialność za innych.”
- Och Ojcze… - Powrócił już myślami do rzeczywistości i mówiąc głośno, chciałby, aby te słowa doszły jakoś do ojca, który niemożliwe, aby jeszcze żył. - Nie wiem czy dam radę kiedykolwiek dorównać Ci mądrością. W każdym razie będę się starał. A tymczasem czas się zabrać za robotę, im szybciej skończę, tym szybciej dołączę do moich dziewczynek - i to wypowiedziawszy z otuchą w sercu zabrał się za tak zwaną “papierkową robotę”, chodź teraz to nie miało to już nic wspólnego z papierkami. Od dawna rzadko kiedy posługiwano się papierem, technologia z jakiej korzystali umożliwiała im zapisywanie słów w postaci cyfrowej.
Puk! Puk!
- Proszę!
- Panie Hiashi? - młody chłopiec stanął w drzwiach blady jak ściana, przestraszony i prawie że dygoczący ze strachu.
- Słucham, coś się stało, czy to ja jestem tak przerażający, że wyglądasz jakbyś ducha zobaczył? - Postać wydała mu się wtedy tak komiczna, że z trudem powstrzymał się od śmiechu.
- Pani Toki, ona…
- Co się stało?! - teraz to i on zbladł. - Mów szybko!
- Ona była na polanie kiedy to się stało… - Posłaniec przeklinał w duszy kapitana, który kazał mu tą wiadomość przekazać - Matatabi…
Czuł że świat mu się w tym momencie zwalił do stóp. Koszmar się zaczął, wstał i chciał biec, lecz nogi włóczyły się tylko za nim, czuł że się potykał, a w głowie jakby migały mu tylko słowa zasłyszane od chłopca: “Matatabi”, “Toki”, “ona tam była”, “polana”, “zabrali ją”, “szpital”. I to pytanie które rodziło mu się nieustanie “Hinata?” o niej nie wspomniał, a przecież były tam obie. Hanabi się rozchorowała, dlatego została w domu z nianią, więc wiedział, że jest bezpieczna, ale co  z Hinatą, nie zapytał, nie potrafił wydusić z siebie tego, a teraz bardzo żałował. Miał wrażenie, jakby podróż do szpitala zajęła mu cały dzień. Nie pamiętał nawet czy kogokolwiek minął po drodze, czuł się jakby szedł czarnym korytarzem w stronę światła, a gdy dojdzie, to będzie koniec jego drogi.
Dotarł tam, nawet nie wiedząc w jaki sposób, Jiraiya złapał go pod ramie, mówił coś ale on tego nie słyszał.
Słabym głosem powtarzał tylko - Gdzie Toki? Zaprowadź mnie do niej.
I wtedy ją zobaczył. Już nie oddychała, leżała taka bezbronna, tak jakby tylko spała. Pomyślał, że podejdzie i gdy tylko ją dotknie, to obudzi się. Ma przecież taki delikatny sen, jakby się nie starał zawsze ją obudził gdy kładł się obok. Tym razem się nie budziła. Prosił aby wstała, ale nie słuchała. Ściągnął materiał, którym była okryta i zamarł ponownie. Chyba zawsze będzie żałował, że to zrobił, po tym co ujrzał. Zatoczył się i usiadł na podłodze. Jiraiya podtrzymywał go aby nie położył się plackiem. Ocknął się na chwile i zapytał. -Hinata?
- Jest z Kakashim, nic jej nie jest, tylko trochę się wystraszyła.

Zerwał się z łóżka zalany potem. Serce waliło mu jak oszalałe. Ten koszmar prześladował go od lat. Zawsze był taki sam przebieg. Najpierw wspomnienie tego, jak siedział w gabinecie sam, jak wspominał Ziemie i słowa ojca. Później przychodzi ten młody chłopiec i mówi o tym, że Matatabi przeskoczył przez ogrodzenie. To jedne z najgorszych stworzeń z jakimi przyszło im się zmierzyć na tej planecie. Gdy zaatakowały, mało kto był w stanie przeżyć. Stracili wielu ludzi przez te stworzenia. Matatabi wyglądają jak wielkie koty o niebieskiej sierści. Są zwinne, bardzo szybkie i zabijają z wielką łatwością. Jeden z nich zaatakował rodzinę Uchiha.
Hiashi wiedział, że już nie zaśnie. Nigdy nie mógł, gdy najgorsze z jego przeżyć do niego powraca nocą. Teraz inne wspomnienia będą napływać. Nawet gdyby chciał zapomnieć co się wydarzyło tego dnia, nigdy nie da rady. Ten sen wyraźnie nie chce aby zapomniał. To tego dnia zawalił mu się świat. Tego dnia postanowił zabrać dziewczynki na statek, który unosił się w powietrzu nad planetą. Najchętniej spakował by wszystko co posiadali, i wrócił na Ziemie, tam gdzie było ich miejsce, ale czy było do czego wracać? Przeklinał ojca za to, że zgotował mu taki los. Teraz został już zupełnie sam. Głowa rodu Uchiha, jego wielki przyjaciel opuścił go pięć lat przed śmiercią Toki. Po nich pierwszych upomniała się Oturnia. Zabrała Fugaku, jego żonę i nowonarodzonego synka. Itachi ocalał tylko dlatego, że tego dnia był u nich. Toki uparła się, że skoro ona do porodu ma jeszcze 3 miesiące, może wspólnie z nianią zająć się starszym chłopcem, do czasu, aż Mikoto dojdzie do siebie po porodzie. Była tam zaledwie dwie godziny przed tragedią. Już wtedy powinien był zareagować i nie pozwolić swoim najbliższym, aby zostały na terenie nowo pobudowanej wioski. Jednak Toki nie pozwoliła mu na to i zostali. Dwa tygodnie przed porodem bardzo podupadła na zdrowiu i nawet Tsunade rozkładała ręce mówiąc, że nic na to nie poradzi, bo nie wie co jej może być. W końcu główna pani doktor rzekła - Hiashi, ona nie da rady urodzić dziecka, jeśli poród się zacznie, umrą obie. - Wtedy uważał, że te słowa to był cios którego nie był w stanie udźwignąć, lecz kontynuowała. - Można uratować dziecko. Zrobimy cesarskie cieńcie. Dziewczynka ma tym więcej szans im szybciej zaczniemy, bo z każdą godziną jej tętno słabnie. Toki już się zgodziła, ale ja wolę jeszcze zapytać ciebie zanim zaczniemy przygotowywać sale.
Jaką miał podjąć decyzję? Ratować dziecko? Jakim kosztem? To tak jakby miał podpisać wyrok śmierci na ukochaną.
- Czy ona ma szanse obudzić się po operacji? - Zapytał lecz nadzieja opuszczała go z każdą godziną, gdy widział jak z każdym dniem jest coraz gorzej.
- Nie sądzę. - Odrzekła Tsunade.
Nic więcej nie dodała, wtedy Kakashi podszedł i dał mu cień nadziei
- Jest jednak szansa na to że przeżyją obie. Przybyła do nas kapłanka z tutejszej ludności. Nie nauczyliśmy się jeszcze dobrze ich języka, ale z tego co rozumiem, twierdzi, że wie jak uratować Eurlin - nigdy nie rozumiał, czemu tubylcy tak ją nazwali, ale jej się to podobało, mówiła: “Zobacz, teraz jestem jedną z nich”.
- Czy oni potrafią działać cuda?
- Toki zawsze powtarza, że cały ten świat jest cudem, skoro ludzie twierdzący iż gwiazdy są duszami przodków, czuwającymi nad nimi z góry, mądrością przewyższają najbardziej oświeconych znających prawdę o wszechświecie, a planeta ma swój własny sposób na wyrównanie szans między ludźmi, zwierzętami i przybyszami.
- Porozmawiaj więc z nią i niech ona podejmie decyzję, bo moja odpowiedź jakakolwiek by nie była na pewno będzie zła.
Po tym jak przeżyły obie, a Hinata urodziła się zdrowa, śliczna i szczęśliwa, pokochał ten świat. O całym tym wydarzeniu przypominał mu jedynie ślad nad prawą łopatką dziewczynki. Był jaśniejszy od skóry i dla niego wyglądał bardziej jak kleks, ale ludzie Oturni powtarzali, że to Elena, nigdy nie dowiedział się co to oznacza, poza tym, że to jakieś latające stworzenie. Gdy skończyła rok znak zniknął i więcej się nie pokazał.
Jednak Oturnia upomniała się o życie, które kiedyś podarowała jego ukochanej. Został sam z córkami. Chciał je za wszelką cenę ochronić, aby ich też mu nie zabrano. Z Hanabi nigdy nie miał problemów. Twarda, zdecydowana, nie bała się zawalczyć o swoje racje, ale posłuszna decyzją ojca, idealna głowa klanu, potrafiła nie jednemu chłopakowi dać w zęby gdy zasłużył, zawsze broniła siostrę, a twardy ton głosu typowy był dla klanu Hyuga, dlatego gdy coś postanowiła ciężko było się jej sprzeciwić. Nie podważyła żadnej z decyzji ojca. Widział w niej swoje odbicie, dlatego nie bał się o nią, ale w Hinacie widział obraz swojej żony. Jej uśmiech, oczy, mimika twarzy, nawet chodziła tak lekko jak Toki. Zachwycała się światem i każdego obdarzała ciepłem, a każdy kto ją poznał czuł jej kruchość i był gotowy za wszelką cenę bronić ją przed złem, aby nie rozprysła się niczym bańka mydlana. Gdy zabrał córki na statek, Hinata codziennie prosiła, aby pozwolił jej wrócić do Konro.
- Tatusiu obiecuję, że będę grzeczna i że nie będę podchodzić do ogrodzenia tylko proszę cię pozwól mi znowu tam być, ja tu się duszę i umrę jeśli mnie tam nie zabierzesz. Tam jest dusza mamusi, ona mnie ochroni.
Tak zaczynały się wszystkie awantury. Już nawet nie wie, kiedy dokładnie dziewczynka zamknęła się w sobie. Nie umarła, ale słyszał jak żaliła się niani, że żyje, ale jej serce już dawno przestało bić i czasem ma wrażenie, że ktoś dmuchnie i wtedy przewróci się i już więcej nie wstanie. Po tej rozmowie staruszka przyszła błagać go, aby przejrzał na oczy, bo to więzienie które jej zafundował zrobiło z niej niewolnicę, a Toki przeklina go z góry i jeśli czegoś nie zrobi przyjdzie dzień w którym pożałuje swoich decyzji. Odpowiedział jej wtedy, że już żałuje, tego że nie postąpił tak wcześniej, bo teraz przynajmniej dziewczynki miałyby matkę.
Dlaczego ani stara niania ani Hinata nie potrafią tego zrozumieć, że on robi to wyłącznie z miłości i chroni je w ten sposób? Może rozwiązanie nie jest najlepsze z czego ma świadomość, ale on lepszego nie zna.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz