poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 7 Nie budź mnie

Itachi nie czekał zbyt długo. Następnego dnia przyszedł do Hinaty w odwiedziny.
- Witam, zastałem Hinatę? - Niania się nieco zdziwiła. Porę wybrał sobie mało odpowiednią, bo dziewczyna poszła wczoraj późno spać i jeszcze nie wstała na śniadanie.
- Zastałeś, ale będziesz musiał na nią poczekać, bo nie jest gotowa na przyjmowanie gości.
- Nie ma problemu, ja mam czas. - Uśmiechnął się z miną na twarzy, która nie wskazywała, że mógłby przyjść później, a jeśli go nie wpuści to poczeka za drzwiami.
- Zapraszam więc do salonu.
Zaprowadziła go i sama poszła do pokoju Hinaty. Jak się spodziewała młoda Hyuga siedziała jeszcze w pidżamie, w łóżku i przeglądała jedną ze swoich ulubionych książek pod tytułem: “Cuda Świata”. Aktualnie zachwycała się Wodospadem Wiktorii na rzece Zambezi. Niania zapukała i weszła od razu do pokoju. Hinata wzdrygnęła się w obawie, że to może być ojciec i znowu zacznie krzyczeć, a co najgorsze zabierze książkę, ale gdy zobaczyła twarz staruszki bardzo się ucieszyła.
- Och nianiu, zobacz na ten wodospad. Tu jest napisane, że w sezonie szczytowym w każdej sekundzie przetacza się tam ponad 9 mln litrów wody. Ile to może być? Bo ciężko mi sobie w ogóle wyobrazić taką ilość. Myślisz, że Oturnia też ma takie miejsca? No i czy Itachi mi je pokaże?
Niania uśmiechnęła się szeroko. Taki grom pytań bez oczekiwania na odpowiedź. Rzadko ma okazje zobaczyć dziewczyną aż tak wesołą. Mogłaby się tak patrzeć w nieskończoność, ale przypomniała sobie po co tu przyszła.
- Myślę, że masz okazję sama się go o to zapytać.
- No chyba nie tak szybko, nie wiem kiedy się zobaczymy.
- To zależy od tego ile czasu potrzebujesz, żeby doprowadzić się do stanu przy którym mogłabyś wyjść z pokoju.
- Nie rozumiem, coś dziwnie dziś mówisz. - Skrzywiła się, bo nie mogła ogarnąć jej przekazu.
- Itachi czeka na ciebie w salonie, więc może odłożysz książkę i się ubierzesz, a potem sama go zapytasz.
W tej chwili mowę jej odebrało. Jak to czeka? Przecież nic nie mówił, że przyjdzie i w ogóle to nie rozumie jak tak znienacka.
- No dalej ubieraj się, a ja poczęstuję go herbatką. - wyszła, a Hinata zdezorientowana próbowała wstać, jednak tak niezdarnie jej to wyszło, że zleciała z łóżka.
- Auuuuu! - Lądowanie na podłodze zabolało, ale chyba nie będzie znaków. - To co ja mam teraz ubrać? - Odwieczny problem kobiet, który teraz dotknął również ją. Jak idzie do Obito to ubiera się zwyczajnie tak jak na co dzień, ale teraz to co innego.
Takie sytuacje z zaskoczenia nie były dobre. Bo pod presją czasu ciężko się myśli. No ale przecież nie będzie się stroić, to zwykła wizyta i tata nie powinien się krzywić jeśli ubierze się normalnie w jej mniemaniu. Założyła więc rybaczki, koszulkę i bluzę. Mało atrakcyjnie, ale przynajmniej będzie się czuła swobodnie, a na tą chwilę nie wymyśli nic lepszego. No to ruszam.
- Dzień dobry. - Cieszyła się, że mogą się zobaczyć, ale mimo wszystko to było krępujące dla niej, to też już na starcie była zarumieniona.
- Dzień dobry. - Podszedł i tak jak dzień wcześniej ucałował ją w policzek. Dziś sam też ubrał się zwyczajnie, choć płaszcz jego nie był zwyczajny. Był on symbolem przynależności do oddziału Akatsuki. Madara go założył i wyszkolił wszystkich członków. Aby się dostać trzeba było wykazać się dużymi umiejętnościami w walce. Tylko najlepsi tam należeli, to też każdy nosił swój czarny płaszcz z czerwonymi chmurami z dumą, Itachi również. Teraz uśmiechał się do niej, a ona choćby chciała nie mogła odgadnąć co mówi to jego spojrzenie. - Pomyślałem, że skoro tak dawno mnie tu nie było, to może oprowadziłabyś mnie po statku, aby mi przypomnieć ciekawe miejsca. Co ty na to?
- Dobrze. - Choćby chciała, to tak ją onieśmielał, że ciężko jej z nim rozmawiać.
- Nigdzie nie pójdziecie! - Niania wyłoniła się nie wiadomo skąd i przerwała rozmowę. - Młoda panno, chyba nie myślisz, że wypuszczę cię bez śniadania. Jeszcze gdzieś padniesz po drodze i zamiast wycieczki zaliczysz wizytę u Tsunade. To też zapraszam was obu do stołu i nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu. - Nie czekała na odpowiedź, tylko od razu zniknęła. Itachi był w szoku, co to w ogóle za kobieta i odzywa się do nich w ten sposób?
- Ona tak zawsze? - Hinata pokiwała potakująco głową lekko się uśmiechając. - Rany, jest przerażająca, to też chodźmy lepiej za nią, bo ma racje, że na głodnego nie powinnaś nigdzie wychodzić. - Złapał ją za rękę i poprowadził w kierunku gdzie zniknęła niania.
Do tej pory zawsze jadał rano sam. Madara nigdy mu nie towarzyszył, tylko wtedy gdy spotykali się w interesach z ważnymi osobami. W innych przypadkach kucharka stawiała przed nim talerz i odchodziła. Niania okazała się przyjazną osobą. Traktowała go jak chłopca, a nie jak głowę rodu. Najpierw obu pogoniła do łazienki umyć ręce. Hinatę wyraźnie krępowało jego towarzystwo, a on miał z tego nie lada ubaw. Na śniadanie dostali omlety na słodko. Jego był idealny, złożony na połowę z owocami w środku i bitą śmietaną na górze, ale jej rozbawił go prawie do łez.
- Co ty masz? haha… Chyba musiałaś być bardzo niegrzeczna, bo zamiast omleta dostałaś wielką kluskę. - Nie wiedział jak to inaczej nazwać, ale tak to właśnie wyglądało. Jakby niania zamiast przerzucić na drugą stronę chciała z niego zrobić kotleta.
- Taki jest smaczniejszy - odpowiedziała ze spuszczoną głową. Jak teraz wytłumaczyć, że jak to ujął “kluska” jest najlepsza.
- No nie wygląda - tak go to rozbawiło, że nie bardzo był w stanie jeść. - Skąd w ogóle pomysł na coś takiego kluskowatego?
- To przypadkiem. - Niania słyszała tą wymianę zdań i wkroczyła do akcji. - Kiedyś jak się rozchorowałam uparła się, że sama zrobi śniadanie - Itachi zainteresował się opowieścią staruszki, a Hinata spojrzała na nią błagalnie, aby nie mówiła już nic więcej. - Dumnie stwierdziła, że zrobi omlety i nawet dobrze jej szło do momentu gdy miała przerzucić placek na drugą stronę. Wyszło jej coś podobnego do tego co teraz ma na talerzu. Próbowała kilka razy, ale koniec był taki sam. Dobrze, że wtedy przyszłam do kuchni, bo już prawie wyrzuciła wszystko, ale ją powstrzymałam. Dobre są, choć ja dalej wolę swoją wersję, za to Hinata tak się zakochała w nieudanych omletach, że od tamtej pory jak mówię, że zrobię to zawsze powtarza “tylko pamiętaj, że mają być nieudane”.
- Czyli nie jesteś zbyt dobrą kucharką? - zwrócił się do dziewczyny.
- Nie.
- Oj nie jest tak źle. Miała wtedy 12 lat, teraz jest o wiele lepiej. Chcecie jeszcze po jednym?
- Ja poproszę, ale jak można, to niech będzie tym razem kluska. - Itachi czuł się swobodnie i przyjemnie. Rodzinna atmosfera to nowość, najchętniej przychodziłby na każde śniadanie tutaj.
Okazało się, że Uchiha również gustuje w omletowych kluskach i choć nie wygląda to specjalnie, to smakuje wyśmienicie, to też zadecydował, że jak się pobiorą i zamieszka z nim to będzie takie omlety robić przynajmniej raz w tygodniu. Gdy zjedli udali się na zwiedzanie. Hinacie twarz już nieco ochłonęła i nie piekła, a rumieńce stały się jedynie lekko widocznie.
- Od czego chcesz zacząć? - Zapytała, bo nie wiedziała jaką drogę obrać.
- Nieważne, możemy po prostu pospacerować i porozmawiać. Co ty na to?
- Dobrze. - Czuła, że nowa fala czerwieni napływa na jej twarz.
On tymczasem przysunął się nieco i pochwycił jej dłoń.
- To idziemy. - Ruszyli przed siebie.
Teraz dopiero poczuł jaka jest delikatna. Rączka była taka krucha, wydawało się że gdyby tylko odrobinę mocniej pochwycił, to by się rozprysła. To było dziwne i nowe uczucie. Nigdy nie dotykał takiej dłoni, chwilami zastanawiał się, czy ten dotyk aby mu się teraz nie śni. Zamyślił się, więc jakiś czas szli w milczeniu. Hinata walczyła sama ze sobą, a raczej z wypiekami. Chciała się uspokoić, ale to było trudne. W końcu odwiedzili szkołę, w której się uczyli. Kiedyś na statku było wiele dzieci, teraz właściwie ich nie ma. Wszyscy przenieśli się do Konro, a tu pozostali głównie zapaleni naukowcy i uczeni twierdząc, że na statku mają więcej swobody i spokoju no i oczywiście wielka rodzina Hyuga. Sale stały puste i swobodnie mogli się po nich poruszać wspominając czasy, gdy byli dziećmi. Tak właściwie to Itachi wspominał, a ona słuchała.
Na obiad odprowadził ją do domu, bo nie chciał się narażać niani.
- Dziękuję za wspólne śniadanie i spędzony dzień.
- Nie ma za co. - Nie siedziała w domu bez sensu, nie płakała w poduszkę, to też to ona powinna podziękować. - To ja dziękuję.
- Nie wygłupiaj się, ja nic nie zrobiłem. Mogę jutro przyjść po ciebie?
- Tak - no i znowu burak.
- A co jutro macie na śniadanie? - Uśmiechnął się z nadzieją, że może znowu się załapie.
- Nie wiem, musiałabym zapytać nianię.
- To niech to będzie niespodzianka, tylko zaczekaj na mnie z jedzeniem, dobrze?
- Dobrze. - Ucałował ją w policzek i odszedł.
Chwilę jeszcze stała oglądając jak faluje jego płaszcz gdy odchodził. To był udany dzień.

Wrócił do siebie i w salonie natknął się na przyjaciela, Kisame Hoshigaki, który zawsze mu towarzyszył przy wyjazdach. Znał go najlepiej to też uśmiech z jakim wrócił od razu zdradzał pomyślny dzień.
- Już ją urobiłeś?
- Może. - Teraz spojrzał szyderczo, aby trochę z nim poigrać.
- To jak ci je z ręki, to może wrócimy do Konro. Karin na pewno się już za tobą stęskniła.
- Kisame, nie zapominaj, że mówisz o mojej przyszłej żonie. Jeszcze nie czas, aby wracać, a Karin to przeszłość. - Itachi poważniej podszedł do rozmowy.
- Czyżby twój urok zaczął słabnąć? Wyglądasz jakbyś nie osiągnął tego co planowałeś.
- Wuj chciał, abym obchodził się z nią jak z jajkiem. Nie wiem co on się tak troszczy o tą małą. To zdecydowanie nie w jego stylu. Może chce coś dzięki temu ugrać. Jest trochę dziwna i dzika, jakby wszystko i wszyscy ją przerażali.
- Uważaj, bo jeśli jest dzika to cię jeszcze pogryzie. - Kisame, aż się zaśmiał, bo przed oczami miał obraz wściekle podrapanego kumpla.
- Nie pogryzie, nie wydaje mi się aby była zdolna do tego. Póki co jeszcze tu zostaniemy, a jak wszystko pójdzie dobrze, to wrócimy do Konro i wykorzystamy czas jaki mi jeszcze został zanim mnie zaobrączkują. - Teraz mina Itachiego była taka jaką znał Kisame, więc uspokoił się, bo to oznacza, że Itachi jak zawsze wszystko ma pod kontrolą.

Następnego dnia była gotowa już od rana. Niania postanowiła dziś na śniadanie zrobić coś wyjątkowego, a Hinata zadeklarowała, że pomoże. Wspólnie przygotowały kolorowe kanapki, do tego szklanka soku i pucharek z owocami zalany bitą śmietaną. Itachi uśmiechnął się w duchu. No gdyby w innych okolicznościach ktoś mu taki pucharek podał, to już by wiedział jak go wykorzystać. Dziś dołączyła do nich Hanabi. To było zadziwiające jak się różniły. Z takim charakterkiem mało było kobiet. Wiedziała jak odpowiedzieć, aby jej było na wierzchu. Co go zaskoczyło, to sposób w jaki odnosiła się do starszej siostry. Gdyby jego brat żył, to by zrobił wszystko, aby ich relacje były dobre, ale nie miał tego szczęścia. Ona tymczasem zachowywała się, jakby Hinata wyrządziła jej wielką krzywdę.
- Wiesz Itachi, nie licz, że twoja żona pomoże ci przy rozwiązywaniu problemów w Konro. Prędzej schowa się pod łóżko i będzie płakać, niż stanie na wysokości zadania. - Wypowiedziała to w taki jadowity sposób.
Hanabi najwyraźniej kopanie leżącego sprawiało przyjemność. A jej siostra z opuszczoną głową dłubała teraz łyżeczką w pucharku. Nie broniła się. Walczyła ze łzami. Tyle razy już jej dopiekła, że teraz byle błahostka wywoływała szloch. Chciał ją przytulić, ale była po drugiej stronie stołu.
- Och Hanabi. Sprawami Konro ja się zajmę, a Hinata będzie mi za to przynosić takie pyszne śniadanka do łóżka. A ty bądź miła dla siostry, bo jak ci ją zabiorę, to zatęsknisz i będziesz żałować swoich głupich uwag. – Był górą, całość udekorował chytrym uśmieszkiem i teraz prychnęła tylko i przestała się odzywać. Chciałby zobaczyć twarz przyszłej żony, ale dalej nie podniosła wzroku, a buzię przysłoniły włosy.
Po śniadaniu ruszyli do Sali projekcyjnej.
- Pamiętam jak byłem dzieckiem, to zawsze było tu pełno ludzi, a teraz pustki, aż ciężko w to uwierzyć. - Itachi zaczął wspominać.
- Na statku zostało mało ludzi, a większość z nich to naukowcy, którzy całymi dniami przesiadują w swoich pracowniach. - Spojrzał teraz na nią uśmiechając się. Sprawiał wrażenie wesołego, do tej pory nie widziała aby kiedykolwiek się smucił, ani żeby się złościł.
- No to całe szczęście dla nas. Teraz możemy sobie spokojnie wybrać film i nikt nam nie będzie przeszkadzał. Coś proponujesz?
- Może ty coś wybierzesz.
- No to szukamy oboje, jak znajdziesz coś dobrego to mów, dobrze?
- Dobrze.
Hinata przeglądała palcem na tablicy wyświetlającej zbiór filmów, sama nie wiedziała co można by obejrzeć. Te co by chciała tata kazał wyłączyć ze zbioru, więc nie było żadnych które mogły ją zainteresować. W pewnym momencie przeczytała tytuł, który sprawił że serce jej zabiło mocniej. Nieświadomie zastygła w bezruchu i przestała kontrolować sytuację wokół. Itachi zaniepokoił się i stanął za nią wyrywając ją z zamyślenia.
- Alicja w krainie czarów - przeczytał. - Chcesz to obejrzeć?
Ocknęła się i zaczęła przewijać dalej.
- Nie. To znaczy… nie wiem czy jest… - nie wiedziała co powiedzieć. - Może ty coś wybierz, mi jest wszystko jedno.
- Mam pomysł. Mamy dużo czasu, to może obejrzymy dwa filmy. Jeden wybierzesz ty, a drugi ja. Jako, że ja już wybrałem, to ty się jeszcze zastanów, a tymczasem idę skombinować dla nas coś do chrupania i picia. Możesz wybrać co tylko chcesz, zniosę wszystko, no chyba że to będą pokemony. Zaraz wracam - ucałował ją w policzek i poszedł.
Odetchnęła głęboko. Niewiele pamiętała z dzieciństwa. Tego jednak jest pewna, że mama czytała jej do snu “Alicję w krainie czarów” i mówiła, że Oturnia jest naszą krainą czarów. Nie wiedziała, że jest też taki film. Przewinęła ponownie na okładkę. Chciała to obejrzeć, ale może zrobi to jak będzie sama, teraz nie wie czy powinna, nie wie jak się zachowa, a co będzie jeśli się rozpłacze. Szybko wyłączyła gdy chłopak wrócił obładowany.
- No to jesteśmy gotowi. Wybrałaś coś?
- Nie.
- No to najpierw obejrzymy “Lary marzyciel” może być?
- Tak - Hinata uśmiechnęła się i usiadła wygodnie, a tuż obok niej zasiadł Itachi.
Okazało się, że to komedia w której głównym bohaterem jest Lary, który uparcie dąży do tego aby skonstruować swoją własną maszynę latającą, gdzie człowiek szybował by jak ptak. Jest jednak na tyle niezdarny, że zawsze kończy się to kiepsko. W końcu poddaje się i wyrusza w misje na nieznaną planetę. Tu też towarzyszy mu brak szczęścia, który doprowadza go do sytuacji, że zostaje sam w dzikim miejscu. Poznaje dziwnego stwora i nazywa go Pech. Zwierze jest zainteresowane nową postacią, która pojawiła się znienacka i chodzi za nim krok w krok. W ten sposób się zaprzyjaźniają. Któregoś dnia Lary odkrywa, że Pech na grzbiecie nie ma żadnej skorupy jak podejrzewał, tylko dziwnie składające się skrzydła, a ich właściciel potrafi latać. Film kończy się tym, że Lary przemierza całą planetę na skrzydłach Pecha i w ten sposób realizuje się jego największe marzenie.
Itachi lubił ten film, był zabawny i sam często go oglądał, gdy mieszkał na statku. Marzenie o lataniu powieliło się również na niego. Pomyślał, że to będzie dobry pomysł, aby rozweselić Hinatę. Trafił dobrze, bo dziewczyna prawie cały czas się śmiała. On znał wszystkie sceny na pamięć, to też mógł ją obserwować nie tracąc żadnego z momentów.
- No to film się skończył, teraz czas na twój wybór. - Ona od razu posmutniała. - Hinata, co się stało? - Ręką dotknął jej podbródka i delikatnie obrócił w swoją stronę. - Nie lubię jak się smucisz. Czy to ma coś wspólnego z “Alicją w krainie czarów”?
- Przypomina mi mamę - nie spojrzała na niego, nie mogła.
- A czy to są złe wspomnienia?
- Nie. Raczej dobre.
- To skoro dobre, to ja proponuję włączyć Alicję, co ty na to?
- Ale… nie wie…
- Posłuchaj, to zróbmy tak, że ja włączę, a jeśli stwierdzisz, że nie chcesz tego oglądać, to od razu wyłączę. Dobrze? - Teraz spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko.
Na filmie śmiała się, płakała, cała plejada przeżyć. Łzy cisnęły jej się do oczu gdy przypominała sobie fragmenty czytane przez mamę. Objął więc ją i nie puścił do końca filmu. Na początku głupio się czuła, ale gdy szepnął jej do ucha: “wszystko będzie dobrze, bo teraz ja jestem przy tobie” to zrobiło jej się tak przyjemnie i dobrze. Była taka naturalna, nie udawała na siłę ani delikatnej, ani twardej babki. Itachi w duchu przyznał, że w tej delikatności jest coś, ale jeszcze nie był w stanie określić, co to może być.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz