Do zaręczyn pozostał tydzień. Tym razem ojciec pozwolił jej wybrać
sukienkę na przyjęcie. Podkreślił jednak stanowczo, że ma być odpowiednia, w
przeciwnym razie założy tą którą on jej wybierze. Neji przebywał poza statkiem,
więc poprosiła Obito o pomoc. Strasznie był niezadowolony. No bo przecież on
się na tym nie zna i jak ma pomóc? Poza tym ma jeszcze troszkę pracy przed
testami Ewy i nie chce by cokolwiek poszło źle. No ale te jej oczy. Jak miał
odmówić? Wystarczyło, że spojrzała na niego tym swoim błagalnym wzrokiem
idealnie komponującym się z całą buzią i przegrywał od razu. Patrzył wszędzie,
gdzie się dało, aby tylko nie natrafić na mleczne oczy Hinaty. Była jednak
sprytniejsza od niego.
- Obito zapomniałeś umieścić swój znak rozpoznawczy w Ewie, a
mówiłeś, że jest już wszystko gotowe.
- O czym ty mówisz? - Aż się zdenerwował, bo to przecież
niedopuszczalne i jest pewny, że to zrobił.
No i wpadł! Magia oczu zadziałała. Zrobiła go na szaro i teraz już
musiał z nią iść.
- Rany, czy kobiety nie mogą po prostu wejść i wybrać pierwszą
lepszą sukienkę? Przecież one i tak są takie same, trzeba tylko wybrać czy chce
się białą, czerwoną czy też czarną - zmarszczył brwi, bo Hinata szukała już od
godziny czegoś, co jak twierdziła, zaakceptuje Hiashi ale Hanabi by nigdy nie
założyła, bo to za mało wyraziste i za wiele zakrywa.
- Ty widzisz tu tylko trzy kolory? - Zapytała z rozbawieniem, po
czym wyciągnęła dwie kreacje - A te sukienki, czym się od siebie różnią według
Ciebie?
- No…. właściwie niczym.
Hinata parsknęła głośno. Jedna była w ciemnej zieleni, na
ramiączka, do samej ziemi, a druga fioletowa, na długi rękaw z przodu krótka, a
z tyłu bardzo długa. Obito tylko zmarszczył brwi.
W końcu wybrała taką, która jej odpowiadała. Ciemny fiolet z
kombinacją z białych kwiatów, długa, zakrywająca całe nogi, na grubych
ramiączkach, z dekoltem nie większym niż powinien według niej być. Dodatkowo
miała długie rękawy w drobnej siateczki. Trochę wąska. Większych kroków w niej
nie postawi, ale to nie ma znaczenia, bo gdy założy buty na obcasie to i tak
będzie wolała poruszać się powoli. Obito stwierdził, że Itachi będzie szczękę z
podłogi zbierać jak ją zobaczy. Według niego całość idealnie się wkomponowała w
jej urodę. Ona jednak czuła, że gdyby wybrała jakąkolwiek inną też by tak
powiedział, aby móc już wrócić do pracowni. Mimo wszystko cieszyła się bardzo,
że z nią poszedł, na koniec wyściskała go mocno, na co skomentował.
- No gdybyś od raz powiedziała, że rzucisz się na mnie jeśli z
Tobą pójdę, to od początku bym nie protestował. - Uśmiechnęła się, podziękowała
i poszła do siebie z nadzieją, że ojciec zgodzi się na jej wybór sukni na
przyjęcie.
Pierwszy sukces. Tata przytaknął tylko głową.
„No to już jutro” - pomyślała. Kolacji nie zjadła, bo tak bardzo
się stresowała, że nic jej nie przeszło przez gardło. W nocy śniły jej się
koszmary. Za każdym razem miły początek, ale na koniec zawsze coś było nie tak.
Budziła się chyba co 10 min, a tak przynajmniej jej się wydawało.
Kilka razy śnił jej się Itachi. Raz powiedział, że się rozmyślił,
za drugim razem oświadczył się Hanabi. Przy trzecim zamknął ją w pokoju i
powiedział, że tam będzie siedzieć teraz do końca życia. Raz zmienił się w
Madarę i zaczął się do niej dobierać. Parę razy też śnił jej się tata. Tu
jednak zawsze kończyło się tak samo “zostaniesz ze mną!”. To była chyba
najgorsza noc w jej życiu. Przeklinała budzik, który przerwał jej chyba jedyny
miły sen jaki zapamiętała z tej nocy. Ona wraz z Itachim spacerowali po lasach
Oturni. Wszystko wyglądało tak jak pokazywał jej do tej pory Obito w gajowym
lesie. Zapach fiołków dookoła nich, a oni spacerowali razem, trzymali się za
ręce i rozmawiali. Gdy on chciał ją pocałować… budzik zadzwonił.
Wstała jak za karę, śniadania nie zjadła, wypiła tylko herbatę z
jakimś dodatkiem co to miał ją troszkę uspokoić.
- Dziecko zrozum, musisz coś zjeść bo padniesz gdy Itachi przed
tobą klęknie. - Staruszka martwiła się bardzo.
- Nie padnę, zjem coś tylko troszkę się rozbudzę, bo nie wyspałam
się dziś. - Żałowała, że nie mieli żadnego zwierzaka. Rzuciłaby mu coś z
talerza i powiedziała, że to ona zjadła, a tak, to nie miała jak uspokoić
nianię.
Była już gotowa, gdy Hiashi wszedł do jej pokoju. Spojrzał na nią
inaczej niż zawsze.
- Gotowa? - Zaskoczył ją ten miły głos. Nie wie czy kiedykolwiek
tak się do niej zwrócił.
- Tak - odpowiedziała niepewnie, bo nie czuła się gotowa. Jak
można przygotować się na coś czego się nie znam.
- Nie powiedziałem ci wcześniej, bo nie zgadzałem się z tą
decyzją. Dalej się nie zgadzam, ale Madara użył takich argumentów, których nie
mogłem podważyć. - Mówił dość spokojnie, a ona nie wiedziała czego się
spodziewać, to było takie dziwne. - Zaręczyny odbędą się na sterowcu
wycieczkowym. Gdy wszyscy już przybędą ruszymy by z góry obejrzeć Oturnię.
Przenocujemy tam i wrócimy jutro po obiedzie. Niania na moja prośbę spakowała
ci już rzeczy. Tylko proszę, abyś nie zrobiła ani dziś ani jutro nic głupiego. Gdyby
Itachi chciał wejść do twojego pokoju, masz go nie wpuścić. Zrozumiałaś? -
Ostatnie słowa wypowiadał już tonem, który dobrze znała.
Sterowiec wycieczkowy? Nad Oturnią? Nigdy na nim nie była, ale
Obito jej kiedyś opowiadał, że z niego można podziwiać widoki. To nie to samo,
co być na Oturnii naprawdę, ale chociaż z góry ją zobaczy. Taką prawdziwą, nie
iluzję. Ojciec patrzył się na nią, a ona nie wierzyła w to co słyszy. W końcu
nie wytrzymała i rzuciła mu się na szyję.
- Tato, dziękuję i obiecuję, że nie przyniosę ci wstydu.
Chwilę sie zawahał. Nie przytuliła go od czasu jak miała 5 lat,
wcześniej robiła to codziennie. Gdy ją zamknął, przestała. Teraz jednak była
jego małą dziewczynką. Objął ją również, ale żeby nie zapłakać przy niej,
musiał zareagować.
- Chodźmy już. Razem z przyszłym mężem powinnaś powitać gości.
“Sen, sen, sen, nie wierzę że to jest na prawdę. To tylko sen.
Niech nikt mnie tylko nie budzi. Bardzo proszę, nie teraz. Jeszcze troszkę,
niech się nacieszę tym pięknym snem.” - tak powtarzała sobie w myślach, gdy
wchodziła na pokład sterowca zwanego “Żółty błysk Konohy”. Z lekkim
rozbawieniem przyznała sama sobie, że Itachi nie zbierał szczęki, gdy ją
zobaczył. W każdym razie teraz wzroku od niej nie mógł oderwać. Przez chwilę
wyglądał jakby nie wiedział jak ma się zachować. Przy Hiashim musiał się
hamować, więc pocałunek złożył na policzku. Ona miała taki makijaż, że mogła
nawet strzelić buraka, a i tak nie będzie widać. Powitanie gości nie było takie
straszne, jak się wydawało. Itachi głównie przemawiał, a ona odpowiadała tylko
na pytania jakie jej zadawano. No i w końcu ruszyli. Chłopak zabrał ją na
miejsce, z którego wszystko było pięknie widać.
- Oturnia jest jeszcze piękniejsza, niż ją sobie wyobrażałam.
Przytulił ją z tyłu, co jednak było krępującą sytuacją, bo
przecież nie są sami i nie powinien tego robić.
- To tylko widoki z góry. Poczekaj aż zobaczysz ją z perspektywy
człowieka. Wszystko jest ogromne i jeszcze piękniejsze. A teraz niestety muszę
cię zabrać stąd, bo czas zacząć obiad. Dzień jest długi, więc obiecuję, że
jeszcze tu wrócimy, aby popatrzeć razem.
Zasiedli do stołu, Hiashi i Madara powitali wszystkich
zgromadzonych. Hinata nie bardzo mogła jeść. Itachi prosił, ale ona tylko
podłubała w talerzu, kilka kęsów udało jej się przełknąć. Za każdym razem miała
wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Widocznie stres jeszcze nie chciał odpuścić.
Po obiedzie rozdano wszystkim kieliszki z szampanem. Itachi za
rękę poprowadził Hinatę w miejsce, które wcześniej kazał przygotować na tą
chwilę. Hyuga, otoczona najpiękniejszymi kwiatami jakie kiedykolwiek widziała, stała i mogłaby się wtedy założyć, że gdyby nie makijaż jej twarz idealnie
wtopiłaby się w czerwień róż, które również się tam znalazły. Trzymał ją za
dłoń, lecz teraz potrzebował obu rąk. Wyciągnął małe czerwone pudełeczko i
klęknął. Gdy je otworzył, w środku zalśnił pierścionek. Delikatny jak ona sama.
Klejnot był na pewno z tej planety, w kształcie kwiatka. W zależności jak się
spojrzało odbijał promienie białe i fioletowe. Można by rzec, iż idealnie
dopasował się w wyborze do jej sukienki. Pochwycił dłoń dziewczyny.
- Hinato Hyuga, czy zgodzisz się zostać moją żoną?
Nie wiedziała jak to możliwe, że on zawsze wie jak się zachować, w
przeciwieństwie do niej. Ona boi się choćby odezwać, a on swobodnie czuje się
nawet w tak krępującej sytuacji. Cieszyła się, że to nie ona musi być na jego
miejscu, ale przecież to nie miejsce na takie rozważania. Wypowiedzieć słowa
nie mogła, to było za wiele. Wszyscy się patrzeli teraz na nią, czekając na to
co powie. Dała jednak radę pokiwać głową i szepnąć cicho.
- Tak.
Itachi wsunął jej pierścionek na palec, po czym wstał. Widać było,
że jest bardzo zadowolony i nie zważając na otaczających ich ludzi pocałował ją
tak, że dopiero teraz znieruchomiała i nie wiedziała co ma zrobić. Dobrze, że ją
trzymał, bo nogi lekko jej się ugięły. No to było zdecydowanie za dużo jak dla
niej. Goście zaczęli klaskać i gdy muzyka zagrała, towarzystwo zajęło się sobą.
Tym czasem oni patrzeli sobie w oczy uśmiechając się tylko.
- No spokojnie, zostaw trochę na wesele i noc poślubną - Zaśmiał
się Madara kładąc jednocześnie rękę na ramieniu bratanka. - Ach ci młodzi, oni
to by od razu wszystko chcieli - i to mówiąc dalej się naśmiewał.
Hiashi podszedł do sytuacji z dużo większą powagą. Pogratulował im
obu i wyraził zadowolenie, że po stu trzynastu latach w końcu uda się połączyć
główną gałąź rodu Hyuga i Uchiha.
- Szkoda, że wasi dziadkowie tego nie widzą - to mówiąc
posmutniał, a Hinata poznała kolejne oblicze ojca, którego jeszcze nie
widziała. Zawsze był srogi, ale smutny wygada jakby dziesięć lat mu przybyło w
ułamku sekundy.
Tak jak obiecał, zabrał ją ponownie, aby mogła podziwiać Oturnię.
Teraz jednak już dużo swobodniej, bo już wszystko za nią. Narzeczony musiał na
chwile ją opuścić. Nawet w tak ważnym dniu, również dla niego, nie może
zapomnieć o obowiązkach jakie na nim spoczywają. Moment ten wykorzystał Madara
i podszedł do Hyugi.
- Nie wiem czy wiesz, że bardzo przypominasz swoją matkę.
- Niania też mi tak powtarza. - Nie była w stanie powiedzieć co,
ale coś w nim było, że zawsze się go bała. Nawet teraz, choć Itachi dość
pochlebnie się o nim wypowiada.
- Oczy, włosy, uśmiech, nawet gdy idziesz, to tak jakby ona szła -
teraz jego myśli prawdopodobnie odleciały gdzieś daleko.
- Czy znałeś ją?
- Przyjaźniliśmy się zanim… - coś go powstrzymało przed
dokończeniem. Wydawało jej się, że wie o jakim momencie mówi. Otrząsnął się
jednak i kontynuował. - Ona tak samo jak ty kochała cały ten świat.
- To prawda, jest przepiękny.
- Hinata, ja wiem, że Hiashi jest konsekwentny w swoich decyzjach…
- nie patrzył teraz na nią, tylko w dal - ..myślę jednak, że Itachi go przekona
i będzie tak jak być powinno.
Spojrzała się na niego już wtedy, gdy wypowiedział imię ojca,
teraz jednak nie mogła oderwać od niego wzroku. Nic nie zrozumiała, czy on mówi
do niej?
- Nie rozumiem. Do czego ma go przekonać?
Spojrzał na nią i momentalnie pożałował swoich słów.
- To ty jeszcze nie wiesz? - Nic nie można było wyczytać z tej
twarzy. Uchiha mają zdolność ukrywania wszelkich emocji. Nie raz widziała ten
chłodny wyraz twarzy u Obioto.
- Czego nie wiem? Nie rozumiem.
- Wybacz, ale muszę jeszcze porozmawiać z Asumą. Jak Itachi wróci,
to pewnie ci powie.
Została sama. Nic nie rozumiejąc zaczęła się lękać. Przecież jej
ojciec dziś jest taki, taki… miły. Może za mocne słowo, ale w porównaniu jaki
był zawsze, to jest dziś wręcz cudowny. Czy to tylko gra?
Gdy do niej podszedł, już był inny, nie taki jak jeszcze przed
godziną. Do tej pory widziała go tylko uśmiechniętego i raz podenerwowanego.
Teraz był nijaki. Zupełnie jak Madara zanim odszedł..
- Itachi, miałam dziwną rozmowę z Madarą. On coś wspo…
- Hinata, choć pójdziemy się przejść. - To było bardzo dziwne.
Jego twarz była taka obca, a głos nie prezentował się lepiej.
Zaprowadził ją w miejsce gdzie byli sami. Nikt się tu nie
zapuszczał, bo zabawa była w innej części sterowca, tak samo jak pokoje dla
gości. Chciałaby go popędzić, aby dowiedzieć się co się stało, ale widziała jak
walczy sam ze sobą otwierając i zamykając usta, lecz słowa nie padają.
- Hinata, wiesz jak ważne jest dla nas wszystkich abyśmy się
pobrali?
- Wiem.
- To też doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie dano nam wielkiego
wyboru. - Mówił, ale było widać, że to sprawia mu duży problem. - Jesteśmy
dziećmi, na które czekano już od stu trzynastu lat. Gdy się pobierzemy
połączymy się w jedno i od tej pory już tylko jedna rodzina będzie decydować o
przyszłości ludzi na tej planecie. - Teraz zamilknął na chwilę, żeby
uporządkować sobie w głowie to co chciał powiedzieć. - Chodzi o to, że… wtedy
jak rozmawiałem z twoim ojcem… chciałem sam ci to powiedzieć… - plątał mu się
język i zaczął gadać tak, że jej ciężko było cokolwiek z tego wyłapać. - On cię
kocha, musisz o tym wiedzieć.. ale ciężko go przekonać do pewnych spraw…
- Itachi ja nic nie rozumie. On?
- I on i ja… Hinata ja myślę, że on się zmieni, jak tylko urodzi
nam się dziecko, to zmięknie mu serce i wtedy będziemy razem, rozumiesz? -
Położył ręce na jej ramionach patrząc jakby ktoś go teraz ze skóry zdzierał.
- Dziecko? Razem? Itachi proszę, powiedź to tak abym zrozumiała.
Westchnął ciężko i opuścił głowę w dół.
- Hiashi zgadza się na ślub, pod warunkiem, że ty nie opuścisz
statku kos…
Obudziłam się, a taki miałam piękny sen. Jestem? Gdzie ja jestem?
Gdzie jest mój pokój? Co to za facet mnie trzyma? Itachi? On tu jest? Patrzy na
mnie? Co ja tu robię? O NIE!!! TO NIE BYŁ SEN! Tym razem to rzeczywistość. A
oto teraz stoi przede mną zmiennik ojca. Nigdy stąd nie wyjdę. OKŁAMAŁ MNIE!!!
Dlaczego? Dlaczego nic się nie zmienia. Pozwolił mi w to wszystko uwierzyć, a
teraz? Nie chcę żyć! Panie Śmierci jeśli mnie słyszysz przyjdź po mnie! Błagam!
I co teraz? Neji!! Wołam Cię, proszę zabierz mnie stąd! Obito! Chociaż ty mnie
usłysz. Proszę, niech ktoś mnie stąd zabierze. Itachi zniknij!
- Hinata! Wszystko w porządku? Proszę, odezwij się. - Leciała mu
przez ręce. Na chwile straciła przytomność, na szczęście się ocknęła. - Proszę
odezwij się. Błagam!
- Puść mnie! - Krzyknęła sama zaskakując siebie, że potrafi. Tak
go zaskoczyła, że puścił od razu. Łzy leciały ciurkiem. Chciał je otrzeć, ale
odrzuciła jego rękę. - Nie dotykaj mnie. - Teraz już mówiła cicho. - Nigdy
więcej mnie nie dotykaj.
Przeklinał się w myślach, że płacze przez niego. Powinien porozmawiać
z nią wcześniej, albo postawić się bardziej Hiashiemu. Wierzył jednak, że jakoś
go przekona, że coś wymyśli. Madara kazał mu powiedzieć wcześniej. Wuj ostro
podkreślił, że takich rzeczy nie można ukrywać. Itachi obiecał, że powie
Hinacie wszystko przed zaręczynami. Nie dał rady. Próbował, już nawet parę razy
stał przed drzwiami jej mieszkania, ale nie miał odwagi zapukać. Wiedział jakie
to dla niej ważne, więc jak miał jej to powiedzieć? Przecież nie można po
prostu napisać tego na kartce i przekazać.
- Hinata, przepraszam. Ja naprawdę chciałem powiedzieć ci
wcześniej, ale…
- Kłamiesz. - Płakała. - Kłamałeś od początku. Wszystko to było
jednym wielkim kłamstwem. Pewnie nawet nigdy nie chciałeś mnie stąd zabrać.
- Chciałem i dalej chcę. - Chciał odgarnąć jej włosy z twarzy, ale
nie pozwoliła mu i ponownie odepchnęła jego rękę.
- Nie dotykaj mnie. Nienawidzę cię! - Tego się nie spodziewał.
Głos jej się łamał. Co on zrobił? Jak mógł? Teraz sam siebie nienawidził. -
Nienawidzę cię. Ciebie i mojego ojca. Jesteście tacy sami. Nienawidzę was obu. -
Cofała się od niego potykając się co chwila.
- Ja to naprawię, wybacz mi, proszę. Obiecuję, że wszystko
naprawię i zabiorę cię stąd tak jak obiecałem. Wymyślę coś i cię zabiorę.
Stanęła, spojrzała na niego.
- Już ci nie wierzę.
Odwróciła się i chciała odejść, ale złapał ją za rękę, aby ją
zatrzymać. Odwróciła się do niego nagle i drugą ręką spoliczkowała. Jest tak
delikatna, ale poczuł. Czyli jednak ma charakter. Dziś ciągle go zaskakuje.
Zdjęła pierścionek i włożyła mu do ręki. Teraz pobladł, “to bardzo zły znak”
zdążył tylko pomyśleć.
- Nie chcę cię znać i nigdy za ciebie nie wyjdę. Wolę umrzeć, niż
do końca życia być czyjąś niewolnicą. - Chciał coś powiedzieć, ale nie
pozwoliła, tylko szybko pod wpływem jakiejś dziwnej, nieznanej sobie siły
kontynuowała. - Nienawidzę ciebie i ojca i tego miejsca. Nie chcę cię więcej
oglądać. - Odwróciła się i chciała odejść, ale ponownie ją zatrzymał.
- Nie możesz teraz zostać sama. - Gdy spojrzała mu w oczy
znieruchomiał.
- Czyli tyle właśnie mogę? Słuchać wyłącznie i posłusznie spełniać
rozkazy? Nawet nie mogę zostać sama gdy chcę?
Puścił ją. Miała racje. Nie może jej tego zabronić, a skoro
zabrania, to w czym jest lepszy od Hiashiego?
Chciała biec, ale długa suknia i buty nie dały jej takiej
możliwości. Potykała się cały czas, podpierała się rękoma o ścianę. Szła jakimś
korytarzem. Jakim? Gdzie? Płakała więc nie widziała zbyt dobrze. Po drodze
dostrzegła znane słowo. EWA. Coś jej to mówiło, ale nie wiedziała w pierwszej chwili
co. Przystanęła. Ewa! Cofnęła się.
- Obito! Proszę, ratuj mnie.
Jak weszła do środka nie jest pewna. Naciskała co popadnie. Była w
środku. Co teraz? Skąd ma wiedzieć, przecież nigdy się tym nie interesowała.
- Proszę potwierdzić swoją tożsamość. - Odzywała się maszyna.
Przyłożyła rękę.
- Hinata Hyuga. Witamy na pokładzie. Jakie rozkazy?
Była w bazie danych, no tak, w końcu jest ważna. Co jednak teraz?
Co ma zrobić?
- Leć! - Wyszeptała ledwo.
- Polecenie niezrozumiałe. Proszę powtórzyć polecenie.
- Leć! Leć jak najdalej stąd! Błagam. - Koleje łzy popłynęły po policzkach.
- Zamykam kabinę. Odbijamy.
Ocknął się chyba po jakiś piętnasty minutach, nie wie dobrze. To
było jak wieczność. Nie powinien, ale musiał iść za nią. Przecież nie wróci
sam. Odnajdzie ją i jakoś to wytłumaczy, w końcu nie chciał dla niej źle.
Postąpił głupio, ale można to naprawić, zrobi wszystko, żeby naprawić. Tylko
gdzie jej szukać. Wołał, ale nie odezwała się. Biegał jak oparzony, żeby ją
znaleźć. Pomazana ściana? Rozmazał jej się makijaż, to pewnie ona zostawiła ten
ślad ręką. To już chociaż wie w którą stronę. Biegł. Usłyszał jak krzyczy
“leć”. Zamykały się drzwi od kapsuły. Nie zdarzył. Jak je otworzyć? Co zrobić?
Za późno!. Krzyczał, wołał ją. Nie odpowiedziała. Odleciała.
Jest poza statkiem, ale co teraz?
- Jaki jest cel podróży? - Kobiecy głos odzywał się z głośników.
- Na północ, prędkość maksymalna! - to nie było ważne gdzie,
najważniejsze żeby jak najdalej od niego, od nich obu.
- Lecimy na północ.
To była wieczność, a przynajmniej tak jej się wydawało. Nie wie
ile leciała.
- Brak zgody na oddalenie. Zawracamy.
- Co?
- Nastąpiło przejęcie przez główny komputer. Samonaprowadzanie
włączone. Proszę przygotować się na powrót do sterowca.
- Nie błagam, nie. Obito nie! Ewa wracaj, nie możesz mnie tam
znowu zabrać. Nie możesz!
Co zrobić? Nigdy nie żałowała tak jak teraz, że nie słuchała co
Obito opowiada o swoich wynalazkach. Teraz dopiero dostrzegła jak łatwo byłoby
wydostać się z piekła, gdyby poczuła pasje przyjaciela.
- Obito proszę pomóż mi. Co ty byś zrobił? Hinata myśl! - ale jak
tu myśleć? - Jak byś uciekł? Serce! Ewa otworzy serce i pomoże. Ewo gdzie masz
serce? - zaczęła szukać czegokolwiek co by ją naprowadziło. - Fiołek, znaczek
fiołka, to typowe dla Obito. - nacisnęła.
- Proszę podać hasło aby otworzyć panel kontrolny.
- Hasło? - jakie do licha może być jego hasło? - Hinata myśl! Co
mówił Obito o hasłach? - Próbowała sobie przypomnieć. Wydawało się jej że to
wszystko trwało lata, a tymczasem to były sekundy. - Obi mówił, że… jak to
było? Wszyscy wielcy wynalazcy biorą coś za hasło, ale co? - Grzebała w
pamięci. - Nazwę poprzedniego projektu! - Olśniło ją nagle - KRET! Hasło jest
kret!
- Podano złe hasło. Proszę podać hasło, aby otworzyć panel
kontrolny.
- Pudełko!.. Kot!... Fajka!... Lufa!... - co to może być?
A Ewa w kółko powtarzała.
- Podano złe hasło. Proszę podać hasło, aby otworzyć panel
kontrolny.
- Hina!
- Hasło poprawne.
Panel się otworzył. Diody, kontrolki, jakieś dziwne kable i w
ogóle dziwne rzeczy. No i co teraz? Bezradność, złość, ból. Nie wie nawet jak
na to wpadła. Złapała buta i obcasem tłukła jak leci. Pozrywała niektóre z
kabli, uszkodziła elementy delikatne. Nie wie co pomogło, ale się udało.
- Samonaprowadzanie przerwane. Nie można nadać sygnału do bazy.
Włączam pilota ręcznego.
Wystarczyło usiąść i zacząć prowadzić. Obito coś wspominał, że to
jak gra. Kiedy ona nie grała w gry. Raz ją zmusił Itachi, ale była tak
beznadziejna, że cały czas pomagał jej sterować. Z drugiej strony po tym czego
dokonała nie ma co się w ogóle zastanawiać. Usiadła, włożyła rękawiczki na ręce
i okulary na głowę. Dobrze, że przynajmniej wie jak się do tego zabrać.
- No to lecimy! - To nie była gra, ale było fajnie, widziała już
sterowiec. Zaskoczyło ją, jak był ogromny. Ojciec mówił, że są tam pokoju dla
gości, plus ogromna sala, w której było przyjęcie i część, do której wejście
mieli tylko wybrańcy i nikogo nie dziwią już gabaryty. Sterowiec wyglądał, jak
wielki, gruby placek. Nie był to czas na podziwianie widoków, otrząsnęła się.
Zawróciła i pomknęła daleko.
Co teraz? Za dużo tych pytań jak na jeden dzień. Tak czy siak musi
wylądować. Nie ważne gdzie, byle w takim miejscu aby jej nie znaleźli.
Zobaczyła wysokie drzewa, uśmiechnęła się i skierowała w dół. Troszkę ją
rzucało, gdy Ewa odbijała się od drzew. W końcu jednak wszystko się zatrzymało.
Leżała poobijana, obolała, czuła jakby nie mogła się ruszyć.
Prawie nic nie jadła przez ostatnią dobę, nie wyspała się, a
adrenalina jaka się w niej wzburzyła już ginęła, twarz miała opuchniętą od
płaczu, całe ciało ją bolało.
- Wolna... - Ledwo dała radę wymówić te słowa, z krzywym uśmiechem,
po czym straciła przytomność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz